https://gazetakrakowska.pl
reklama
18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W krakowskim więzieniu nieznany bohater umiera

Krzysztof M. Kaźmierczak
Olek Studniarski miał 18 lat, gdy dostał wyrok 8 lat więzienia
Olek Studniarski miał 18 lat, gdy dostał wyrok 8 lat więzienia archiwum prywatne
Do końca się nie poddał naciskom komunistów. W więzieniu krzyczał: Niech żyje Anders.

"W więziennym szpitalu na zgniłym posłaniu nieznany młodzieniec umiera..." - wczoraj odkryliśmy przed Państwem, że autorem tej słynnej piosenki, którą przy ogniskach od ponad pół wieku nucą kolejne pokolenia Polaków, był Aleksander Studniarski, chłopak z Poznania.

Za pisanie antykomunistycznych haseł na murach w wieku 18 lat został skazany przez stalinowski reżim na osiem lat więzienia. Choć był ciężko chory na nerki, nie pozwolono mu leczyć się
na wolności. Z więzienia pisał listy do rodziców. Oto ciąg dalszy jego tragicznej historii:

Kraków, 10 października 1953: Stan mój bardzo poważny, ale obecnie trochę się poprawiło... Tutejszy doktor kazał mi pisać do sądu o przerwę w karze i ja napisałem, ale jeszcze odpowiedzi nie otrzymałem... Proszę Mamusię i Tatusia, by się nie martwili, bo może Bóg da, że wyzdrowieję...
Trwał VI Festiwal Filmów Radzieckich. Na listach Olka poczta przybijała stemple z hasłem "Film radziecki głosi braterstwo wszystkich ludzi walczących o pokój".

W reakcji na pismo Studniarskiego kpt. Andrzej Kruszka, który wcześniej go skazał, żąda komisyjnego zbadania chłopaka oraz poleca przesłać opinię o jego zachowaniu w więzieniu. Opinia jest negatywna: "Wykrzykiwał w celi »precz z czerwoną amnestią« i »niech żyje Anders«, za co został skazany na 14 dni pojedynczej celi. Jest wrogo ustosunkowany do Polski Ludowej". Za to komisja lekarska nie ma wątpliwości: "Konieczne udzielenie przerwy w karze z braku poprawy stanu zdrowia".

Sąd wojskowy nie spieszy się, zbiera się dopiero 17 listopada. Ppłk Jan Radwański, kpt. Kruszka
i por. Józef Kiepsch odrzucają wniosek Studniarskiego z powodu jego wrogiej postawy wobec państwa. Tymczasem stan 20-latka pogarsza się. 17 grudnia sąd wojskowy otrzymuje kolejną prośbę o zwolnienie, a więzienie i lekarze znów kompletują żądaną przez sąd dokumentację.
Kraków, 2 stycznia 1954: Leczą mnie bardzo słabo, nie wiem, jak to będzie wyglądało na dłuższą metę...

Wojskowy sąd, w tym samym składzie co poprzednio, zbiera się 13 stycznia. I znów odrzuca wniosek "Lwa". Chłopak czuje się coraz gorzej. Jego stan musiał być naprawdę bardzo zły,
bo doszło do rzeczy niespotykanej w tamtych czasach. Dwa dni po odmownej decyzji sędziów naczelnik więzienia sam jeszcze raz wniósł do poznańskiego sądu o zwolnienie Studniarskiego
na leczenie.

Kraków, 13 lutego 1954: Była u mnie dwa razy komisja lekarska, sąd mnie nie zwolnił. Tym samym zostałem skazany na karę śmierci. Zdrowie moje z godziny na godzinę jest gorsze...

List napisany jest innym niż wcześniej, nierównym, rozdygotanym charakterem. Ale osłabiony fizycznie chłopak zachowuje swój buntowniczy charakter. Po raz pierwszy i jedyny pisze do matki szorstkie słowa. Reaguje tak na jej rozpaczliwe prośby, aby "był posłuszny władzom więziennym". Odpowiada jej, że sam "wie, jak i co ma robić".

Kraków, 25 (lub 26) lutego 1954: Przepraszam Was, że nie piszę sam, ale jestem tak osłabiony,
że nie jestem w stanie utrzymać ołówka. W moim imieniu pisze kolega, tylko podpis jest mój własny... Stan mój jest ciężki... Żegnam, całuję Was mocno może po raz ostatni. Olek…

Na niewielkiej, pożółkłej kartce z listem przechowywanej do dzisiaj przez siostrę "Lwa" Izabelę Kaseję, widać imię nakreślone drżącą ręką. - Wygląda, jakby dziecko pisało. Ten podpis musiał
go wiele kosztować - mówi, płacząc kobieta.

25 lutego na biurko ppłk Jana Radwańskiego z sądu w Poznaniu trafia przesłany z Urzędu Rady Ministrów list, który dwa miesiące wcześniej ojciec Olka napisał do Bolesława Bieruta, premiera
i I sekretarza PZPR. List błagalny: Zwracam się szczerze, z ufnością... Tylko nasz kochany Ojciec Polski Ludowej Bolesław Bierut może nam przyjść z pomocą… Prosząc o łaskę dla umierającego syna, Maksymilian Studniarski gotów był na poniżenie. Radwański pozostał niewzruszony. Dwa dni później ojciec 20-latka otrzymał telegram: "Przyjeżdżać zaraz, syn zmarł 27. II. 54, więzienie Kraków".

Ciało Olka przywieziono w podwójnej trumnie, której nie wolno było otwierać. Pogrzeb odbył się dokładnie rok po śmierci Stalina. 5 marca 1954 r. padał deszcz, ale na poznańskim Miłostowie były setki osób. Nie było kazania, nie było mów pożegnalnych.

- Ksiądz się bał, wszyscy się bali. Na cmentarzu było wielu ubeków - wspomina siostra "Lwa". Przez łzy opowiada, że ilekroć odwiedzali mogiłę Olka, zostawiali jego psa Lorda przy ogrodzeniu. Skomlał przeraźliwie. Któregoś dnia wyrwał drzewko, do którego był przywiązany. Przybiegł na grób pana, radośnie machał ogonem, jakby go zobaczył.

W 1974 r. w archiwum poznańskiej SB sporządzono (prawdopodobnie do celów szkoleniowych) 20-stronicowe opracowanie poświęcone Krajowej Armii Wyzwoleńczej o tym, jak wzorowo rozprawiono się w wrogami PRL. Zachował się zeszyt do matematyki, w którym Olek prowadził dziennik konspiracyjnej organizacji, a nawet wycięty przez niego szablon napisu "Precz
z komunizmem i propagandą Stalina".

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska