- Jest to największy dar, jaki jeden człowiek może dać drugiemu. To wyraz miłości - mówi Sylwia Sekta, koordynator ds. transplantacji.
Z jej słowami zgadzają się Maria i Wacław Tomzikowie. Dziewięć lat temu spotkała ich straszna tragedia. Syn Marcin, wtedy siedemnastolatek, podczas wypadku samochodowego doznał pęknięcia pnia rdzenia mózgowego. Przez pięć dni walczył o życie w szpitalu, ale przegrał.
- Lekarze stwierdzili, że nasz syn zmarł. Nie potrafiliśmy się z tym pogodzić - mówią rodzice chłopaka. Wtedy przyszedł do nich lekarz, by porozmawiać o ewentualnym przeszczepie.
- Ciężkie to były dla nas chwile, ale razem z córką zdecydowaliśmy oddać narządy Marcina. Wiedzieliśmy, że synowi życia już nie uratujemy, ale możemy uratować je innym - przyznają państwo Tomzikowie.
Chłopcu pobrano serce, wątrobę, nerki i gałki oczne.
- Te osoby, którym przeszczepiono narządy syna żyją. Bardzo chcielibyśmy je poznać - twierdzi pani Maria i pan Wacław. - Nigdy nie mieliśmy wątpliwości, że dobrze zrobiliśmy. Jesteśmy głęboko wierzącą rodziną i poszliśmy za słowami Ojca Świętego, który mówił, by nie zabierać narządów do nieba.
Współorganizatorką spotkania jest Elżbieta Orczyk z Dłużca pod Wolbromiem. Ona także, po śmieci męża, zgodziła się, by lekarze pobrali jego narządy do przeszczepu.
- Rozmawialiśmy o tym wcześniej. Mąż powtarzał "do grobu tego nie wezmę"- mówi kobieta. Dlatego nie miała wątpliwości, że dobrze robi. Wspierała ją w tym córka.
Dzisiaj i jutro, z prelekcjami o przeszczepach i potrzebie oddawania szpiku kostnego oraz krwi, organizatorzy konferencji będą rozmawiać z uczniami w Kluczach i Olkuszu. Wśród gości będzie Urszula Smok, prezes fundacji "Podaruj życie". Opowie o swoim przypadku. Siedem lat temu zachorowała na białaczkę. Potrzebowała przeszczepu szpiku kostnego. Oddał jej go brat.
- Dzięki niemu żyję. Potem założyłam fundację, by i inni mieli szansę na znalezienie dawcy - mówi młoda kobieta.