Zobacz także:
- O czym ty mówisz? Przeczytaj mi dokładnie tę informację - tak na sensacyjną wiadomość zareagował wczoraj po południu Mariusz Wach, a słuchając nie dowierzał własnym uszom:
- Zamurowało mnie. Tego, o co w tym wszystkim chodzi, spróbuje dowiedzieć się mój promotor. Do mnie nie trafiło żadne oficjalne pismo. Gwarantuję, że świadomie niczego nie zażywałem - zapewnił niedawny pretendent do tytułu mistrza świata, który walkę z młodszym z braci Kliczków stoczył 10 listopada w Hamburgu.
Wach przegrał jednogłośnie na punkty, ale uznanie kibiców zyskał wręcz nadludzką wytrzymałością na ciosy rywala. Zdaniem tych, którzy już skreślili Wacha, "odpowiedzią" jest działanie sterydów anabolicznych, które m.in. poprawiają siłę i wytrzymałość mięśni.
Jakkolwiek sensacyjnie brzmią doniesienia niemieckiego dziennika, nikt nie bagatelizuje treści artykułu. Źródłem informacji autora publikacji jest Instytut Biochemii w Kolonii, w którym badano próbki A obu pięściarzy. Wiadomość uwiarygodnia wypowiedź Thomasa Putza z Niemieckiej Federacji Boksu (BDB), który w rozmowie z dziennikiem potwierdził, że próbka pobrana od Wacha dała wynik pozytywny.
Podejrzanemu polskiemu pięściarzowi przysługuje teraz procedura odwoławcza, czyli wystąpienie z wnioskiem o przeprowadzenie ponownego badania, tzw. próbki B. Jeśli i ona da wynik pozytywny, "Wiking" wpadnie w ogromne tarapaty. "Z urzędu" zostanie na Polaka nałożona kara dyskwalifikacji, sankcja finansowa oraz możliwość innych represji ze strony światowych federacji bokserskich. Tak długo jednak, jak sprawa będzie w toku, 33-letniego Wacha obowiązuje zasada domniemania niewinności.
- Moim honorem i syna zapewniam, że Mariusz w życiu nie zdecydowałby się na taki czyn. To wbrew naszej naturze. Musiałby być osłem pierwszego kalibru, żeby wziąć coś przed walką, wiedząc, że to zostanie wykryte w jego organizmie. Weźmiemy adwokata, wystąpimy na drogę sądową i będziemy skarżyć gazetę, która tę sensację wypuściła w Niemczech - piekli się Ryszard Wach, ojciec pięściarza.
Przed wypowiedzeniem niecenzuralnych słów nie mógł powstrzymać się Piotr Wilczewski, drugi trener Wacha. Wciąż aktywny pięściarz, przez cały obóz przygotowawczy w Dzierżoniowie asystował "Wikingowi" u boku jego głównego trenera Juana de Leona.
- Jestem w szoku, ta informacja mnie powaliła, ale w ogóle nie biorę jej na poważnie. W trakcie przygotowań nie miało miejsca nic, co by mnie zaniepokoiło. Może to bujda, albo kolejny numer Kliczki - ma nadzieję Wilczewski.
W niewinność Wacha wierzy również działacz bokserski z Krakowa Artur Kowalski, który dekadę temu współorganizował wyjazd utalentowanego pięściarza do niemieckiej grupy Universum. To tam Wach trenował na jednej sali z Władimirem Kliczką i stamtąd pochodzi kultowe już zdjęcie, na którym niedawni pięściarze pozowali do pamiątkowej fotografii.
- Ta wiadomość mnie zamurowała, jednak za dobrze znam Mariusza, żeby uwierzyć, że po doping sięgnął świadomie - podkreśla Kowalski.
Szkopuł w tym, że nawet jeśli Wach nie aplikował sterydów anabolicznych poprzez strzykawki, plastry lub żel, mógł posiłkować się niedozwoloną substancją nieświadomie w odżywkach, kupowanych w Stanach Zjednoczonych. Ostatnie sankcje nakładane na sportowców za doping pokazują, że taka linia obrony rzadko skutkuje złagodzeniem kary.
- Mariusz miał wszystko od swojego kucharza, czyli zaufanej osoby, któremu dał wolną rękę. Z tego, co wiem, sam nic sobie nie kupował. Raz miałem zamiar przywieźć mu trochę wołowiny do Dzierżoniowa, ale uznałem, że niech je tylko to, co ustalono mu w diecie - opowiada Ryszard Wach i zdenerwowany przedstawia swoją opinię na temat powodów sensacyjnych doniesień: - Niemcy przegrali grube miliony, bo postawili na zwycięstwo Kliczki przez nokaut. Teraz szukają kozła ofiarnego, bo chcą, żeby unieważnić zakłady bukmacherskie. Stąd te bzdury wyssane z palca.
Wydarzeniom z niepokojem przygląda się Tomasz Babiloński, właściciel grupy boksu zawodowego Babilon Promotion. Promotor kibicuje Wachowi, by obronił się przed zarzutami i ocalił twarz, w przeciwnym razie nadejdzie szybki zmierzch "Wikinga".
- Jeśli zarzuty się potwierdzą, byłby to powolny koniec kariery Mariusza. Mielibyśmy do czynienia z kompromitacją w skali światowej oraz ewenementem na skalę kraju, bo jeszcze żaden Polak nie został złapany na dopingu w wadze ciężkiej, i to w pojedynku o mistrzostwo świata - twierdzi Babiloński.
Zagrożona jest także gaża dla Polaka za pojedynek w Hamburgu, szacowana na blisko milion dolarów. Można spodziewać się, że kontrakt został obwarowany na wypadek incydentu z dopingiem.
- Organizując walkę o mistrzostwo, sam zabezpieczyłbym się takim zapisem. Oby rzeczywiście nie okazało się, że Mariusz nie dostanie wynagrodzenia za ciężkie przygotowania i kosztującą go dużo zdrowia walkę - mówi Babiloński.
Przedwojenny Lasek Wolski [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!