Wychodzą na jaw kolejne problemy szpitala powiatowego. Teraz okazało się, że wykonawca remontu dwóch kondygnacji pawilonu C (był modernizowany w latach 2011-2014) i dyrekcja placówki spierają się w sądzie o pieniądze. Co gorsza dzieje się to w okresie, gdy lecznica stara się wyjść z 17-milionowego zadłużenia. Dlatego mieszkańcy są coraz bardziej zaniepokojeni.
- Słyszałem, że jest źle. Albo zbankrutują, albo ich sprywatyzują, a nam pozostanie leczyć się gdzie indziej - komentują mieszkańcy.
Obawy nie są bezpodstawne, bo równocześnie trwa aż pięć sądowych spraw o pieniądze. W dwóch pozywającym jest wykonawca remontu, firma Erbud, a w jednym przypadku to właśnie ta firma została pozwana przez szpital.
Lecznica wystąpiła z pozwem o 566 tys. zł przeciw firmie Erbud.
Zdaniem dyrekcji szpitala spółka przekroczyła umowne terminy zakończenia inwestycji i powinna z tego tytułu zapłacić kary.
W pierwszej instancji sąd zasądził dla wadowickiej lecznicy 92,8 tys. zł. Teraz toczy się w tej sprawie postępowanie apelacyjne.
Równocześnie Erbud żąda zapłaty 425 tys. zł.
- Chcą pieniędzy za wykonanie czegoś, czego wcale nie zamawialiśmy. Firma samowolnie zrobiła np. zupełnie nową instalację klimatyzacyjną i wentylacyjną na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii - zaznacza Józef Budka, dyrektor szpitala powiatowego w Wadowicach.
Jak się jednak okazuje, szpital początkowo chciał nowej klimatyzacji, ale z powodu mocno ograniczonych środków finansowych zmienił plany. Wykonawca ich nie uwzględnił.
- I mimo to, że w nowym zakresie prac nie było tych instalacji, to firma wykonała je. Oddział miał starą, ale wystarczającą wentylację - tłumaczy dyrektor.
Dodatkowo firma domaga się jeszcze 913 tys. zł. Chodzi o zapłatę za „dodatkowe roboty”. Jakie? Dyrektor lecznicy twierdzi, że tak naprawdę sam tego nie wie. - Na fakturze firma nie wyszczególniła, o zapłatę za jakie dodatkowe roboty chodzi - twierdzi Józef Budka.
Poprosiliśmy Erbud o komentarz w tej sprawie, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Umowę na remont w pawilonie C szpital podpisał jeszcze za kadencji poprzedniego starosty i wtedy też zaczął się spór. - Jestem przekonany, że ówczesna dyrektor Urszula Lassa miała rację, że nie chciała zapłacić tyle, ile ta firma żądała- twierdzi były starosta Jacek Jończyk, dziś radny powiatowy. Powątpiewa jednak, czy obecny dyrektor da radę w sądzie udowodnić swoje racje.
- Józef Budka ma chyba słabe pojęcie o tym, co się dzieje w szpitalu i nie wiem, czy z tego powodu nie przegra w sądzie - twierdzi Jacek Jończyk.
Gdy pytamy kierownictwo szpitala o szczegóły remontu i co jeszcze toczy się sprawa sądowa, to zastępcy dyrektora nie są w stanie powiedzieć nic konkretnego. Tłumaczą, że zastali olbrzymi bałagan po zwolnionych poprzednikach i jeszcze go nie „rozgryźli”.
Procesy z Erbudem toczą przed sądami w Krakowie. Nie wiadomo kiedy zapadną rozstrzygnięcia.
W tym roku szpital zmaga się z kilkoma poważnymi sądowymi i finansowymi problemami. Tylko małą część z nich udało się rozwiązać i to połowicznie
Zadłużenie
Szpital ma nieco ponad 17 mln zł zobowiązań wobec wierzycieli, z czego 10 mln złotych to tzw. zobowiązania wymagalne (ich termin płatności już minął, a nie uległy przedawnieniu). Co miesiąc szpital notuje kolejną stratę finansową w wysokości ok. 400 tys. zł. W październiku starosta wadowicki podpisał umowę ze szpitalem na przekazanie trzech mln zł pożyczki. Pieniądze mają być przeznaczone na uregulowanie najpilniejszych długów.
Lawina pozwów z pogotowia
Ponad 70 osób domaga się w sądzie dodatku do pensji, niewypłacane go im przez ostatnie trzy lata. Chodzi o wynagrodzenie z tytułu dyżurów przepracowanych w godzinach nocnych i w święta - od pięciu do nawet 10 i 15 tys. zł od osoby, w zależności od rodzaju umowy. W sumie może chodzić nawet o 500 tys. zł.
Pacjenci też pozywają
W lutym 2011 roku na porodówce w Wadowicach jedna z dziewczynek, choć urodziła się zdrowa, to po „tępym urazie głowy” całkowicie niezdolna jest do samodzielnego życia. Rodzice oskarżają szpital o doprowadzenie córki do takiego stanu. Proces o odszkodowanie przed krakowskim sądem ciągnie się już trzy lata. Gdyby sąd przyznał rację rodzicom dziecka, to szpital musiałby im zapłacić zadośćuczynienie w wysokości 600 tys. zł oraz dożywotnią rentę w wysokości 2,5 tys. zł miesięcznie.
Problemy ze sprzętem
Rada Powiatu jesienią przegłosowała przekazanie szpitalowi 500 tys. zł na zakup używanego rentgena. Z powodu awarii jednego z trzech takich urządzeń pacjenci przez kilka miesięcy musieli o wiele dłużej czekać na prześwietlenie. Niestety dwa pozostałe rentgeny też ledwo zipią: jeden ma 10, a drugi 30 lat.
