Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walczymy o specjalistyczne leczenie raka. Na razie, niestety, bezskutecznie

Halina Gajda
Halina Gajda
fot.halina gajda
Leki ukierunkowane molekularnie to przełom w onkologii. W naszym szpitalu mamy świetnych specjalistów, niezbędne zapelecze. Brakuje tylko kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia.

Mamy specjalistów, mamy zaplecze, mamy oddział, a i tak musimy wysyłać pacjentów do innych szpitali, często oddalonych, żeby mogli się leczyć. Tymczasem Narodowy Fundusz Zdrowia jest kompletnie głuchy na nasze argumenty - mówi z goryczą Marian Świerz, dyrektor gorlickiego szpitala. Ma powód do narzekania, bo od ponad roku walczy, by chorzy na oddziale onkologicznym mogli korzystać z nowoczesnych, a co najważniejsze, dających szansę na życie metod leczenia. Chodzi o tak zwane leki ukierunkowane molekularnie. Na przeszkodzie stoi tylko brak kontraktu z NFZ.

[b]Zamiast leczyć na miejscu, odsyłają do innych szpitali
Najpierw barierą był brak lekarzy z wymaganą specjalizacją. Owszem, z takim argumentem trzeba się zgodzić, wszak prawo jest prawem. - Dlaczego jednak teraz, gdy oddział ma trzech specjalistów onkologii klinicznej oraz doświadczonego fachowca chemioterapii nowotworów, ciągle musimy mówić ludziom, że jeśli chcą się leczyć, muszą jechać do Krakowa, Tarnowa, Nowego Sącza czy Brzozowa - wzdycha dyrektor Świerz.

Jak mówi, nie wymaga niczego ponad stan - leczenie, o które zabiega, jest w koszyku świadczeń, co więcej, jest też nielimitowane. - Czy nam, w Gorlicach, czy komuś innemu gdzieś indziej - fundusz musi zapłacić - mówi. - Co zatem stoi na przeszkodzie, by wszystko działo się na miejscu, najbliżej pacjenta? - zastanawia się.

Mały gorlicki oddział z wieloma chorymi

W minionym roku, przez gorlicką onkologię przewinęło się ponad 1300 pacjentów. W tym roku jest niewiele lepiej - tylko w minionym półroczu było ich ponad 700! Zważywszy, że oddział liczy tylko 18 łóżek, daje to wyobrażenie o skali zachorowań.

Oczywiście nie wszyscy ci chorzy kwalifikują się do terapii wspomnianymi specyfikami. Najgorsze jest jednak to, że chodzi o najczęstsze typy zachorowań, a więc zaawansowany rak jelita grubego, rak piersi, płuc, nerki oraz nowotwór gruczołu krokowego. - Zdarzają się tygodnie, że na takie leczenie poza Gorlicami kierujemy 2-3 pacjentów - tłumaczy lek. med. Łukasz Pierzchała, specjalista onkologii klinicznej gorlickiego szpitala. - To najskuteczniejsza linia walki z chorobą, która daje szansę na wyzdrowienie - podkreśla.

I dodaje: - Niedawno miałem pacjentkę, która ze względu na zaawansowanego raka płuc powinna być leczona właśnie tak. Odmówiła jednak, tłumacząc wprost, że nie stać jej na dojeżdżanie co trzy tygodnie do Nowego Sącza. Oznacza to dla niej tyle, że będzie miała mniejsze szanse na wyzdrowienie. - W tym przypadku mówimy o dystansie czterdziestu kilometrów, a co z tymi, którzy mieliby dojeżdżać do Tarnowa, Brzozowa czy nawet Krakowa? - pyta doktor Łukasz Pierzchała.

Nawet stu pięćdziesięciu potrzebujących
Dyrektor Świerz monituje do funduszu zdrowia co rusz. Ostatnio w kwietniu tego roku. - Kierowanie pacjentów do innych placówek, podczas gdy z powodzeniem mogliby być leczeni na miejscu, kłóci się z ideą szybkiej diagnostyki i leczenia onkologicznego tak niedawno wdrożonego w kraju - argumentował.

Odpowiedź, która trafiła do Mariana Świerza, była krótka i zwięzła. - Ze względu na ograniczone środki finansowe nie ma możliwości zawarcia nowych umów na realizację świadczeń w tych zakresach, które posiadają realizatorów na terenie województwa małopolskiego - odpisała dyrektorowi Elżbieta Fryźlewicz-Chrapisińska, dyrektorka oddziału NFZ w Krakowie.

Dyrektorka na dyrektorski kłopot ma radę. Niech dyrektor śledzi… stronę internetową funduszu, bo może coś się zmieni, pieniądze się znajdą. Wówczas ogłoszą konkurs, ewentualnie podejmą temat. Tyle że sprawa dla dyrekcji w przypadku Gorlic nie jest błaha. - Rocznie spośród naszych pacjentów około 150 kwalifikowanych jest do dalszego leczenia właśnie za pomocą terapii celowanej - potwierdza lek. med. Zofia Szara, która kieruje gorlicką onkologią. Działanie leków ukierunkowanych molekularnie jest przyjaźniejsze dla pacjenta, i tak wyczerpanego chorobą, daje szansę na przedłużenie życia.

Rzeczniczka: Nie ma dodatkowych pieniędzy
W krakowskim oddziale NFZ zapytaliśmy o gorlickie sprawy - czy podpisanie kontraktu dla Gorlic jest rzeczywiście nie do zrobienia. - W Małopolsce świadczenia w zakresie tych programów lekowych są zabezpieczone adekwatnie do potrzeb - tłumaczy nam Aleksandra Kwiecień, rzecznik prasowy wspomnianego. - Obecnie oddział nie posiada dodatkowych środków, które pozwoliłyby na zawarcie nowych umów. Dodatkowe konkursy, tak zwane uzupełniające, o które wnioskował gorlicki szpital, mogą być ogłaszane wyłącznie w sytuacji całkowitego braku świadczeń lub znacznego ich ograniczenia - wyjaśnia.

Rzeczniczka odniosła się także do tego, że bez względu na to, czy chorzy będą się leczyli w Gorlicach, czy gdzieś indziej, fundusz musi pokryć koszty. - Nie do końca tak jest. NFZ zawiera umowę, którą określają szczegółowe warunki. Nie dają one takiej możliwości, aby bez uzasadnionych powodów zmniejszyć zobowiązania finansowe jednej z nich i przekazać innej. Byłoby to niezgodne z obowiązującymi przepisami - przekonuje.

Nie do końca podziela też argument o konieczności bliskości leczenia dla tak poważnie chorych. Wprawdzie potwierdza, że przypadku różnych form leczenia finansowanych przez NFZ są takie, gdzie istotne jest, aby pacjenci mogli korzystać z nich najbliżej swojego miejsca zamieszkania, ale... - To przede wszystkim podstawowa opieka zdrowotna, niektóre poradnie specjalistyczne - te, w których pacjentów jest najwięcej: kardiologia, ginekologia, okulistyka, rehabilitacja - wylicza. - Biorąc pod uwagę możliwości finansowe oddziału, nie jest to jednak możliwe we wszystkich formach leczenia - uzasadnia.

Rzeczniczka przytacza jeszcze jedną, ważną liczbę. Otóż w ramach programów lekowych, o które zabiega nasz szpital, poza Gorlicami jest leczonych tylko siedmiu pacjentów. Wybrali oni placówki w Krakowie oraz Tarnowie.

Wstydliwe wyznanie: jestem chora, mam raka
Leczenie specjalistycznymi lekami jest dedykowane również przy raku piersi. Oczywiście nie we wszystkich przypadkach, ale w ich przypadku temat jest szczególnie delikatny. - Nie wszystkie chcą mówić o chorobie, o tym, co dzieje się z nimi podczas leczenia. Mimo iż nieraz można byłoby pomóc - mówi Agata Mikus, prezeska Klubu Amazonek w Gorlicach.

Gdy opowiadamy jej o nowatorskich metodach leczenia i staraniach dyrekcji szpitala, podsumowuje krótko: - Wiele kobiet decyduje się na leczenie na miejscu. Wszystko rozbija się o koszty. Z tych powodów nawet na tak potrzebne nam masaże limfatyczne nie wszystkie jeżdżą - dodaje smutno.

Łucja Sadowska, gorliczanka, pięćdziesięciolatka, leczyła się w Tarnowie. Na wspomnienie kłopotów zdrowotnych smutnieje. - Widziałam zmianę na piersi - nie bolała, nie piekła, nie swędziała. Gdy wyszłam od lekarza z wynikiem mammografii i diagnozą: rak, nie wiedziałam, gdzie mieszkam ani gdzie zaparkowałam samochód - wspomina.

Cykl wyniszczających wlewów, po których wypadły jej włosy, rzęsy, brwi, był najtrudniejszy do przejścia. - Do szaleństwa doprowadzały mnie pytania: „jak się czujesz?”. Myślałam wtedy: „jak się mam czuć, kiedy żołądek chce mi wyjść przez gardło?” - wspomina. Leczenie okazało się skuteczne. Powoli, krok po kroku wychodziła z dołka - i tego zdrowotnego, i tego psychicznego. - Trzeba wykorzystać każdą szansę na zdrowie i życie - podkreśla.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska