FLESZ - Rząd wprowadził nowe ograniczenia
W tym roku Wielkanoc obchodzimy inaczej niż w latach ubiegłych. Nie ma święcenia pokarmów w kościołach, nie było też tradycyjnej procesji z palmami. Epidemia koronawirusa przewróciła cały świat do góry nogami, kryzys dotyka praktycznie każdej sfery naszego życia. Również hodowcy kur niosek borykają się z problemami, bo jaja trzeba sprzedać, opłacić pracowników i utrzymać rodzinę. W okresie Świąt Wielkanocnych sprzedaż jaj zawsze wzrastała, bo przecież to obowiązkowy i symboliczny produkt na wielkanocnych stołach.
Ferma jaj Szkaradków z Chełmca to rodzinny biznes z długoletnią tradycją. Kury utrzymywane są w nowoczesnych systemach klatkowych, a Ferma i Zakład Pakowania Jaj Szkaradek jest pod stałą kontrolą weterynaryjną. Zarówno produkcja, jak i dystrybucja jaj prowadzona jest na najwyższym poziomie. Pasza użyta do produkcji składa się wyłącznie z produktów naturalnych. Katarzyna Szkaradek - właścicielka rodzinnego biznesu zaznacza, że nie odczuli oni drastycznie kryzysu, ponieważ od lat mają stałe punkty, gdzie trafiają ich jaja.
-Jesteśmy lokalną firmą. Dostarczamy jaja do sklepów spożywczych, głównie do Delikatesów czy E. Leclerc. Oferujemy jaja z chowu klatkowego, ściółkowego, jaja z wolnego wybiegu, jaja ekologiczne oraz jaja przepiórcze - mówi nam nam Katarzyna Szkaradek. Zaznacza jednak, że w obecnej sytuacji możemy się wzajemnie wspierać, wybierając i kupując produkty od lokalnych przedsiębiorców.
Sytuacja jest trudna dla każdej firmy z tego względu, że w związku z epidemią koronawirusa, pracodawcy muszą zapewnić swoim pracownikom dodatkowe środki ochrony, czyli maseczki, rękawiczki jednorazowe oraz dbać o to, aby wskazany odstęp dwóch metrów był zachowany. To też wiąże się w dużymi kosztami oraz wielkim stresem.
- Są to czynniki bardzo ważne, bo trzeba zachować ostrożność, a ta praca jest jak na tykającej bombie. Codziennie martwimy się o to, czy nasi pracownicy są zdrowi, czy przyjdą do pracy. Czy nasza firma przetrwa ten ciężki czas - zaznacza Józef Oleksy, właściciel fermy drobiu z Męciny. Przedsiębiorca zauważa, że Polacy to bardzo "jajeczny" naród i dlatego jajka sprzedają się mimo wszystko, tym bardziej, że mamy Wielki Tydzień, a ludzie pozostają w domach i mają więcej czasu na pieczenie i gotowanie.
Jego ferma nie zmaga się z wielkim problemem, ponieważ jajka z Męciny trafiają do Zabełcza, gdzie skupowane są przez stałych, odbiorców takich jak „Biedronka".
- Jednak patrząc obiektywnie, na naszym terenie turystycznym jest problem. Jest dużo sanatoriów, hoteli i obiektów związanych z turystyką i lecznictwem. Jest to teraz pozamykane, a był to niemały rynek zbytu dla lokalnych przedsiębiorców - tłumaczy Józef Oleksy.
Janusz Stanek, hodowca drobiu zaznacza, że z powodu koronawirusa sprzedaż spadła o 30 procent. Nie narzeka i wierzy, że sytuacja się poprawi.
- Może sytuacja się odmieni, bo coraz częściej słyszy się, że jajek zaczyna brakować. Najczarniejszy ze scenariuszy, który może spotkać nas - producentów jaj, to ten, że trzeba będzie jajka oddawać do proszkowni, a wtedy ich cena jest tak niska, że nie pokryje kosztów produkcji - tłumaczy.
Wspieramy Lokalny Biznes!
- Sądeckie uzdrowiska w zimowej scenerii. Przed laty gościła tu holenderska księżniczka
- Oto sądeckie Miss studniówek. Wyglądają zjawiskowo!
- Oto Misterzy studniówek 2020 z Nowego Sącza
- W tych zawodach łatwo znaleźć pracę w Nowym Sączu
- Majątki posłów z Nowego Sącza i Podhala. Milioner na czele
- Nowy Sącz. Te szkoły jazdy najlepiej oceniają kursanci. Która najlepsza? [PRZEGLĄD]
