Nie takie były oczekiwania kibiców
Na początek ligowej wiosny Wisła Kraków dostała teoretycznie łatwiejszego rywala, bo z dolnej części tabeli. Kolejny raz przekonali się jednak krakowianie, że dla nich łatwych rywali w tej lidze już nie ma, bo ci piłkarze są w stanie wyłożyć się dosłownie z każdym. Kibice oczekiwali dobrego meczu, wygranej i mocnego wejścia w ligę, co miało pozwolić snuć marzenia przynajmniej na baraże o ekstraklasę. Zamiast tego dostali po prostu słaby mecz i kolejne wielkie rozczarowanie. Które to już tego typu w ostatnich latach…?

Fatalna realizacja pomysłu na grę, czyli za wolno, za schematycznie
Można przewidzieć jak będzie grał rywal. Można przygotować na to odpowiednią strategię. I tak też było w przypadku Wisły i meczu ze Zniczem. A później jest już realizacja. Jeśli zatem Wisła miała grać szybko, zdecydowanie w ataku - zarówno bokami jak i środkiem boiska, to tak nie grała. Poprawianie po pięć razy piłki, zagrania, które można było przewidzieć na kilka sekund przed ich wykonaniem i w dodatku wykonywane w żółwim tempie. Za wolno, za schematycznie - tak wyglądała ofensywna gra Wisły w tym meczu, co tylko ułatwiło organizację obrony pruszkowianom.
Czy Wisła trafiła z formą fizyczną w pierwszy mecz?
Trener Mariusz Jop zapewniał, że na mecz ze Zniczem jego zawodnicy będą już w top formie fizycznej. Miała być szybkość, świeżość - wszystko, co potrzeba do zaprezentowania najlepszej wersji Wisły. Jop zaprzeczał na pomeczowej konferencji, żeby problemy jego drużyny w tym meczu związane były z fizycznością, ale wrażenie pozostało. Znicz po prostu optycznie wyglądał po tym względem lepiej, co też pomogło pruszkowianom zrealizować pod Wawelem swój cel.
Jak nie masz dobrych skrzydeł, trudno o wygrane
To jak wyglądały skrzydła Wisły w tym meczu, to był po prostu dramat. Angel Baena już nawet nie tyle, że nie potrafił dokładnie dośrodkować, bo że tego nie potrafi, to już dawno wiemy, co miał ogromny problem z wygrywaniem pojedynków. Jesus Alfaro kręcił te swoje kółeczka, ale wciąż i wciąż zagrywał o tempo za późno albo w taki sposób, że nie budowało to najmniejszej przewagi. Nie pomagali też na bokach za bardzo boczni obrońcy. Może lepiej wypadł pod tym względem Rafał Mikulec, ale z jakością jego dośrodkowań też był problem. Dawid Szot wypadł z kolei blado. A jeśli nie zdobywa się przy niskiej obronie rywala przewag na skrzydłach, to o nie ma o czym mówić - o zwycięstwo będzie o wiele, wiele trudniej. Co zresztą zauważył też trener Mariusz Jop.

Angel Rodado wyraźnie pod formą
W ostatnich latach wiele było meczów, gdy Wiśle nie szło, ale ciągnął ją Angel Rodado. A to zrobił indywidualną akcję, a to wyczarował coś z niczego. W sobotę bardzo chciał - tego mu na pewno nie odbierzemy. Ale też widać było wyraźnie, że do optymalnej formy jest mu daleko. Jak szybko ją odzyska? Oby jak najszybciej, bo bez Rodado w najwyższej dyspozycji nawet o miejsce w barażach może być bardzo trudno.
Z taką grą nawet na baraże nie ma żadnych szans
To dopiero pierwszy mecz i można się łudzić lub inaczej - żyć nadzieją, że kolejne spotkania w wykonaniu piłkarzy Wisły będą lepsze i skuteczniejsze. Szczerze mówiąc, to nie mamy pojęcia jakie one będą, ale jedno wiemy na pewno - z taką grą jak w sobotę ze Zniczem, Wisła prędzej skończy sezon jeszcze niżej niż rok temu - choć już wtedy było to miejsce kompromitujące - niż wywalczy jakiekolwiek baraże.
Najbliższe mecze szansą na rehabilitację, ale mogą też zabić nadzieje…
Przed Wisłą Kraków teraz bardzo trudne mecze z zespołami o podobnych aspiracjach. Kolejno z Ruchem Chorzów, Arką Gdynia, Górnikiem Łęczna i Miedzią Legnica. To są mecze, w których wiślacy mogą się zrehabilitować za fatalny występ ze Zniczem lub zabić nadzieję na cokolwiek w tym sezonie. Wkrótce się przekonamy, który scenariusz zostanie zrealizowany.

Obrażanie Zdzisława Kapki, czyli kulą w płot…
Na koniec wątek przyśpiewek czy po prostu wyzwisk ze strony kibiców, skierowanych w byłego piłkarza Wisły Kraków, również jej działacza w późniejszym czasie, a dzisiaj pracującego dla Wieczystej Kraków, czyli w Zdzisława Kapkę. Trudno odebrać to inaczej niż w taki sposób, że ktoś wydedukował i taką wersję puścił na trybuny, że Kapka jest hamulcowym, który wpływa na Wojciecha Kwietnia, by ten nie wchodził mocno do Wisły ze swoimi pieniędzmi. No to skomentujemy to w krótki i dosadny sposób - akurat wskazywanie na Kapkę, który miałby być w pierwszym rzędzie tym hamulcowym, jest strzałem w płot. Nie ten adres w tym przypadku…
