https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wigilia u naszych sąsiadów

Halina Gajda
fot. halina gajda
Podczas gdy ulicami Gorlic wędrował Orszak Trzech Króli, wschodni chrześcijanie przygotowywali się do wigilii. Boże Narodzenie, tak samo jak dla rzymskich katolików, to najbardziej rodzinne święto w całym roku liturgicznym.

Różnica w terminie świąt wynika z używania różnych kalendarzy przez Kościół Wschodni i Zachodni. Wschodni chrześcijanie używają kalendarza juliańskiego. Ci drudzy - kalendarza gregoriańskiego. Według kalendarza juliańskiego Boże Narodzenie przypada więc dopiero 7 stycznia. U pani Włodzimiery Banias, mieszkanki Łosia, zaczyna pachnieć zakwas na tradycyjną kieselycię, inaczej mówiąc żur, jest już choinka, na stole pojawiły się świąteczne stroiki, pachną lukrowane pierniczki, którymi przyozdobione jest drzewko. - Żurek będzie postny, bo tak nakazuje tradycja, choć przyznaję, że dla smaku dodaję do niego nieco śmietany. Zjemy go z ziemniakami - mówi z uśmiechem.

Ani krztyny przed pierwszą gwiazdką
Pani Włodzimiera ma 85 lat i niejedną wigilię za sobą. Gdy opowiada, czas się zatrzymuje, a przed oczami zaczynają pojawiać się obrazy... - Zakwas na kieselycię trzeba przygotować kilka dni wcześniej - zdradza kulinarne tajniki. - Właśnie postawiłam płatki owsiane z dodatkiem, dosłownie szczypty drożdży. W wigilię odcedzę wszystko i zacznę gotować - zapowiada. Na stole w jej domu pojawi się także kapusta, groch, ryba, grzyby, uszka. W sumie dwanaście tradycyjnych potraw. - Oczywiście cały dzień obowiązuje post. Kiedy byliśmy dziećmi, rodzice patrząc surowym wzrokiem przestrzegali przed próbą uszczknięcia którejś z potraw przed wigilijną kolacją. Karą za nieprzestrzeganie postu miały być... krosty na całym ciele. Korciło nas, ale groźba kary była skutecznym straszakiem - opowiada uśmiechając się.

Choć dzisiaj sama nie jest tak surowa dla swoich dzieci i wnuków, to tradycja postu jest mocno zakorzeniona w jej domu. Tym bardziej że Boże Narodzenie poprzedza post zwany Filipowym, od liturgicznego wspomnienia św. Filipa, apostoła. To post w ścisłym tego słowa znaczeniu. Nie adwent jako oczekiwanie, a oczekiwanie z praktyką postną. - Pamiętam jak dzisiaj, gdy zaczynał się adwent, mama brała wszystkie garnki i szła szorować je nad rzeką. Tak, by na żadnym nie pozostał choćby gram tłuszczu - opisuje dalej. - Zresztą rzeka była wpisana w nasze życie. Przed świętami na brzegach nie tylko czysciło się naczynia, ale również prało się pościel wcześniej posypaną popiołem i zalaną wrzątkiem. Na brzegu za pomocą czegoś w rodzaju kija, obijało się i płukało pranie w rwącym nurcie dla lepszego efektu - opowiada.

Trzy bochny chleba na białym obrusie
W wigilię, gdy na niebie pojawi się pierwsza gwiazdka, zanim zasiądzie z rodziną do stołu, najmłodszy z chłopców przyniesie garść siana, które rozłoży na stole i przykryje białym obrusem. Na nim zaś położy trzy bochenki pięknie wypieczonego, okrągłego chleba. Przyznaje, że nieraz zastanawiała się, dlaczego akurat trzy, ale nie znalazła odpowiedzi. Tak robili jej dziadkowe, rodzice, tak robi ona i jej dzieci.

- Zanim zaczniemy, umyjemy ręce i twarz w misce z zimną wodą, do której wrzucimy kilka monet - zapowiada dalej. - To ponoć gwarancja, że w domu nie będzie niczego brakowało, będzie bogato i dostatnio - tłumaczy ze śmiechem. Obmycie zaś symbolizuje, że trzeba zasiąść do stołu czystym, bez plamy jakiegokolwiek grzechu czy nieporozumienia w rodzinie. Gdy już wszyscy staną wokół stołu, wigilijny wieczór rozpocznie się uroczystą modlitwą. Najczęściej to śpiewany troparion Narodzenia Pańskiego. Potem składając sobie serdeczne życzenia, wszyscy podzielą się prosforą - przaśnym chlebem - przyniesionym z cerkwi. Jest też czosnek jako symbol zdrowia i siły. Wierni często życzą sobie, żeby rodzina trzymała się jak te ząbki czosnku, by była blisko siebie, silna i stabilna. A potem?

- Potem będziemy śpiewali kolędy, pójdziemy do cerkwi na uroczyste nabożeństwo - dodaje. Nazywa się ono Wełyke Poweczerie, inna nazwa Wsenoczne Bdienije, centralnym jego momentem jest hymn z księgi proroka Izajasza "Z nami Bóg" ten śpiew towarzyszy wiernym przez całe święta.

Pieśni z głębi serca
W cerkwi nie ma żadnych instrumentów muzycznych, śpiewają sami wierni. Ze szczególnym namaszczeniem zaś pieśń pochwalną na cześć narodzonego Jezusa, w której cieszymy się, że Jego przyjście przynosi światu pokój, radość, jest jak światłość z nieba - opowiada. Pani Włodzimiera będzie świętowała trzy dni - Boże Narodzenie jako główny dzień świąt podczas którego zgłębia się tajemnicę narodzenia. Drugi dzień świąt to liturgiczne wspomnienie Maryi i Józefa, a trzeci - św. Szczepana, który jako pierwszy oddał życie za Jezusa.

Życzenia, które muszą odpowiednio iść
Są i kolędnicy. Najlepiej, gdy idą z życzeniami od dołu do góry, bo tak ponoć "idzie" bogactwo.
- Kiedyś, kiedyś, co bardziej zapobiegliwi i zabobonni opłacali takich, którzy przychodzili z życzeniami w odpowiedni sposób - pani Włodzimiera śmieje się serdecznie. Dawniej grupy kolędników szły przed wie, trzy wsie. Nie było niczym dziwnym, że do Łosia docierali ci z Gładyszowa i na odwrót. Jeszcze niedawno taka rozśpiewana, przebrana dwójka chodziła po jej miejscowości. Jeden grał na harmonii, drugi śpiewał. Gdzieś niestety zniknęli. Swój czas w święta mieli i młodzi. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się dziewczęta.

- Kiedy któraś wpadła młodemu w oko, to zabierał całe siano i słomę przyniesioną do domu w wigilię - a bywało tego naprawdę sporo - i szedł do wybranki. Ta zaś miała go ugościć najlepiej, jak tylko mogła. Bywało, że ucztowanie, zabawa, wspólne śpiewy trwały całą noc - opowiada. Sianem z wigilijnego stołu okręcało się drzewa w sadzie. Pohukując przy tym głośno, zapewniano sobie urodzaj na owoce. Teraz sianko spod obrusu najczęściej spala się w piecu.

- Co kraj, to obyczaj, co region, to inna tradycja. Moja rodzinę dotknęła tragedia wysiedlenia. Nagle znaleźliśmy się w zupełnie innym otoczeniu. Zdarzyło się, że zostałam zaproszona na wigilię do niemieckiej rodziny. Myślałam: ale pokosztuję. Tymczasem na stole pojawiła się kiełbasa z jakimiś surówkami czy sałatkami. I tyle. Zdziwiona zapytałam, o to oryginalne danie. Gospodyni odpowiedziała: przecież Jezus się narodził, trzeba świętować, a więc dobrze zjeść - opowiada. - Choć i u nas nie brakuje kulinarnych nowinek, wigilia ma być nasza, tradycyjna, bo taka jest najprawdziwsza - mówi na koniec.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska