Smardz to grzyb. Rośnie wiosną i najłatwiej znaleźć go właśnie nad rzekami. Grzyb dziwny, gdyż owocnik jest wewnątrz pusty niczym wielkanocna pisanka. Ot, ścianki grube na parę milimetrów. I tyle.
Urody smardzowi może pozazdrościć każdy prawdziwek czy koźlarz. Na białej nóżce nosi obłą główkę pomarszczoną w regularne fałdy i zagłębienia przypominające plastry miodu. Całość równa wymiarom najwyżej dziecięcej dłoni, zwykle są mniejsze. Rozpiętość palety kolorów smardza zamyka się od ochrowej żółci, po wszystkie odcienie pastelowego brązu. I gdy tylko smardza znajdę, delektuje oczy jego kolorami.
Nawiasem mówiąc, owa zmienność ubarwienia i kształtu owocnika przyprawia mykologów o ból głowy. Wciąż trwają kłótnie o ilość odmian i gatunków. Bez względu na systematykę, każdy smardz obsypany kroplami porannej rosy kusi, by zbliżyć do niego twarz, co wymaga uniżonego pokłonu.
Zapamiętajcie proszę pomarszczoną główkę grzyba. Bardzo podobnie wygląda piestrzenica kasztanowata. Grzyb śmiertelnie trujący. Na szczęście bardziej brązowej barwy i owocnik przypomina półkule mózgowe. Warto o tym pamiętać, gdyż próba konsumpcji ma fatalne skutki.
