

1. Transfery
Latem Wisła nie miała przesadnie dużych środków na transfery. Efekt był taki, że przy ul. Reymonta zwrócono się głównie w kierunku zawodników po przejściach, którzy w Krakowie mieli się odbudować oraz młodych, perspektywicznych, którzy mieli w Wiśle dostać szansę na zaprezentowanie się szerszej publiczności. Do tego doszły dwa transfery zagraniczne. Niestety, bilans tych ruchów jest na razie ujemny. Pozytywnie można jedynie ocenić chyba tylko w miarę Michała Maka, który zaliczył kilka asyst, ma na koncie dwa gole. Pozostali piłkarze, których sprowadzono, na razie nie odciskają piętna na drużynie. Wózek muszą ciągnąć ci, którzy w Wiśle są od dłuższego czasu.

2. Brak napastnika i środkowego pomocnika
Już gdy odchodził latem Marko Kolar częstym pytaniem było, kto go zastąpi? Wisła nie ściągnęła jednak solidnego snajpera, bo Przemysław Zdybowicz to melodia przyszłości, o ile w ogóle piłkarz ten będzie kiedykolwiek grał na odpowiednim, ekstraklasowym poziomie. Wiara w to, że Krzysztof Drzazga będzie miał kolejną tak udaną rundę, jak wiosenną, a talentem wystrzeli Aleksander Buksa, okazała się zbyt duża. Drzazga jest dzisiaj cieniem samego siebie. Buksa długo leczył kontuzję. Szczęściem Wisły pozostaje fakt, że trzecią młodość przeżywa Paweł Brożek, bo bez jego goli sytuacja byłaby nie tyle kiepska, co wręcz dramatyczna. W Wiśle zaniechano również sprowadzenia środkowego, ofensywnego pomocnika. Takiego gracza też wyraźnie brakuje, bo często nie ma po prostu kto kreować sytuacji.

3. Kontuzje
Jest z tym problem, bo urazów jest stanowczo za dużo. Oczywiście część z nich można zrzucać na karb pecha, bo są to kontuzje mechaniczne. Starsi zawodnicy często miewają jednak również urazy mięśniowe. Nic zatem dziwnego, że w Wiśle ostatnio pochylają się coraz mocniej nad tym problemem. I oby wyciągnięto konstruktywne wnioski, bo w sytuacji, gdy w kadrze jest tak naprawdę 13-14 zawodników na odpowiednim poziomie, ubytek dwóch, trzech rodzi bardzo duży problem. I niestety, znajduje to odzwierciedlenie w wynikach.