

KLASYCZNY HAT-TRICK „BIAŁEJ GWIAZDY”
Po tym jak Wisła wyeliminowała w Pucharze Polski kolejno Stal Mielec (ekstraklasa), GKS Tychy i Widzew Łódź (I liga), wydawało się, że demony z dwóch poprzednich sezonów na dobre zostały odegnane. A wtedy ślepy los postanowił przydzielić „Białej Gwieździe” w ćwierćfinale III-ligową Olimpię Grudziądz. Przy ul. Reymonta aż podskoczyli z radości, już widzieli pewny półfinał, a oczami wyobraźni rysowali nawet perspektywę meczu na Stadionie Narodowym… I wtedy piłkarze Wisły postanowili pokazać, że niemożliwe nie istnieje… To niewiarygodne, ale „Biała Gwiazda” w trzy sezony zaliczyła wpadki w Pucharze Polski z drużynami z II ligi (Błękitni Stargard) oraz dwa razy z III ligi (KSZO Ostrowiec Św. i Olimpia Grudziądz). Hat-trick jak się patrzy… I pomyśleć, że raptem dekadę temu wkurzony Maciej Żurawski po porażce w zwykłym ligowym meczu potrafił stanąć przed kamerami i wykrzyczeć: - Jesteśmy bandą nieodpowiedzialnych ludzi, a nie piłkarzami…
No, ale „Żuraw” to był gość z charakterem. Przypuszczamy, że teraz z zażenowaniem musiał komentować dla Polsatu Sport popisy swoich następców, którzy w jego czasach pewnie nie mieliby prawa nawet zbliżyć się do szatni Wisły Kraków.

BARDZO SŁABA ŚWIADOMOŚĆ
Trudno po meczu w Grudziądzu mieć jakieś wielkie pretensje do Jerzego Brzęczka. Byliśmy nawet trochę zdziwieni, że trener Wisły przed wyjazdem do Grudziądza aż tak mocno podkreślał walory Olimpii, wręcz do znudzenia powtarzał jak trudne zadanie czeka jego podopiecznych. Cóż, widocznie czuł, co się święci, wiedział, że na wszelkie możliwe sposoby musi uświadomić swoich piłkarzy. On to wiedział, ale sztuka mu do końca nie wyszła, bo ta grupa ludzi ma tak słabą świadomość, w jakim klubie gra, o co gra i w ogóle po co gra, że praca trenera przypomina trochę walkę z wiatrakami.

PROBLEMY WSZĘDZIE, PO PROSTU WSZĘDZIE
Jak popatrzeć na grę Wisły nie tylko w Grudziądzu, ale w ogóle w tym roku, to trudno gdziekolwiek dostrzec pozytywy. Problemy są dosłownie wszędzie. Proste błędy w obronie. Boczni obrońcy, którzy mają problem z tak prostym wydawałoby się elementem futbolu jak mocne i celne dośrodkowanie prostym podbiciem. Druga linia, która rozgrywa piłkę w tak ślamazarny sposób, że uśpiłaby niemowlę. I na koniec napastnicy z tak dramatycznymi statystykami, jakich w klubie w całej jego historii nie było. Jeśli ktoś nie pamięta, to my przypomnimy - w ekstraklasie nominalny napastnik Wisły ostatni raz gola strzelił w SIERPNIU! Niby nieco lepiej było w Pucharze Polski, a słowo „było” stało się tutaj właśnie kluczowe po wtorkowych popisach piłkarzy z ul. Reymonta.