

CIERPLIWOŚĆ SIĘ OPŁACA
Po tym jak Wisła przegrała dwa mecze z rzędu, niektórzy wieszczyli już prawdziwe problemy „Białej Gwiazdy”. Fakt, po porażce z Rakowem Częstochowa, ale przede wszystkim ze Stalą Mielec można było mówić o małym kryzysie drużyny Adriana Guli, a mecz z Górnikiem Łęczna miał pokazać czy mowa o głębszym problemie. Już wiadomo, że nie. Wisła zagrała bardzo dojrzale w Łęcznej. Ten mecz pokazał też, że histeryczne momentami reakcje naprawdę nie są w tym momencie do niczego potrzebne. Cierpliwość w dawaniu czasu na spokojną pracę Guli naprawdę się opłaca.

SPOKÓJ W BRAMCE
Ocenę występu Wisły w Łęcznej należałoby zacząć od defensywy. Znów w bramce zagrał Paweł Kieszek i mamy takie wewnętrzne przekonanie, że ten doświadczony golkiper wprowadza mnóstwo spokoju do gry obronnej drużyny. W Łęcznej nie miał on za dużo pracy, ale były przynajmniej dwa takie momenty tego spotkania, gdy właśnie dobre, pewne interwencje Kieszka sprawiły, że wydarzenia potoczyły się później we właściwym dla wiślaków kierunku.

ZMIANY W OBRONIE
Z jednej strony po dwóch porażkach można się było spodziewać, że trener Adrian Gula będzie chciał zareagować, ale z drugiej mimo wszystko jakimś zaskoczeniem było odesłanie na ławkę Macieja Sadloka i wystawienie w jego miejsce Serafina Szoty. Wyszło przynajmniej poprawnie, bo Górnik nie zagrażał za mocno bramce Wisły, jeśli nie liczyć dwóch, trzech momentów przez cały mecz. Szota też spisał się nieźle, ale mimo wszystko z peanami jeszcze wstrzymalibyśmy się, bo poprzeczka jeśli chodzi o poziom ataków zespoły z Łęcznej była zawieszona tak w okolicach kostek…