
KUBA TO KUBA. NIECH GRA JAK NAJDŁUŻEJ
Nie grał od 8 listopada. Przez ten czas, ale też wcześniej, w otoczeniu Wisły trwała dyskusja, czy Jakub Błaszczykowski w ogóle powinien jeszcze w piłkę grać, skoro częściej się leczy niż jest do dyspozycji trenera. Nie brakowało też głosów, że nie jest to normalna sytuacja, gdy piłkarz jest równocześnie współwłaścicielem klubu. A nam się wydaje, że jeśli dorośli i odpowiedzialni ludzie potrafią ustalić sobie zasady współpracy, to mogą się ich po prostu trzymać. W Wiśle powinno to oznaczać tyle, że w czasie treningów i meczów Błaszczykowski jest podwładnym Hyballi, a gdy sprawa dotyczy organizacji klubu, można rozmawiać nawet na trudne tematy w normalny sposób przy odwróceniu tych ról. Kluczowe jest jednak pytanie, czy Wisła potrzebuje wciąż Jakuba Błaszczykowskiego piłkarza? Mecz z Lechem dał jednoznaczną odpowiedź na to pytanie i nie ma co nawet przedłużać tej dyskusji. Niech Kuba gra ile chce, oby jak najdłużej. Wisła na tym na pewno nie straci.

LUKAS KLEMENZ DAŁ SOBIE SZANSĘ
W Wiśle zaczyna się teraz okres, w którym nie wszyscy piłkarze pewnie zostaną na rundę wiosenną. Wśród tych, których sytuacja nie jest pewna, wymieniany był ostatnio Lukas Klemenz. Życie czasami daje jednak szansę. Dla Klemenza była nią żółta kartka dla Michala Frydrycha w meczu z Legią. Czwarta w sezonie, więc trzeba było zastąpić Czecha. I Klemenz zdał ten egzamin bardzo dobrze, pokazując, że może być alternatywą na środek obrony. Wykorzystał w pełni swoją szansę i jesteśmy pewni, że jego dobrą grę zauważył również Peter Hyballa.

ILE ZNACZY BRAMKARZ
Wiele było dyskusji w czasie sezonu na temat gry Mateusza Lisa. Naszym zdaniem ten bramkarz nie zawalił Wiśle żadnego meczu, nie popełniał rażących błędów i można było mówić, że rozwinął się. Brakowało jednak też meczu, po którym można by było powiedzieć, że to właśnie Lis wybronił Wiśle zwycięstwo. Ile znaczy bramkarz, który to potrafi, zapytajcie w Szczecinie, bo coś nam się wydaje, że Pogoń nie byłaby dzisiaj tak wysoko w tabeli, gdyby w bramce nie miała Dante Stipicy... Lis w Poznaniu zagrał praktycznie bezbłędnie. Jeśli wiosną będzie spisywał się tak, jak w meczu z Lechem, to wszyscy będą zadowoleni.

NIE TYLKO GEGENPRESSING
Można się było przed meczem z Lechem zastanawiać, czy Wisła znów nie opadnie z sił w drugiej połowie, jeśli narzuci tak wysokie tempo, jak w spotkaniach z Cracovią i Legią. Tym razem jednak „Biała Gwiazda” nie stosowała cały czas tzw. gegenpressingu, tak lubianego przez Petera Hyballę. Wiślacy starali się raczej mądrze gospodarować siłami i dobrze je rozłożyli na całe spotkanie. Inna sprawa, że to właśnie pressing przesądził o zwycięstwie Wisły, bo nie byłoby gola Jakuba Błaszczykowskiego, gdyby nie świetny odbiór Dawida Szota już na połowie Lecha.