
KR210808AB_235.JPG

ODDALI INICJATYWĘ RYWALOWI
Wisła od pierwszych minut oddała inicjatywę rywalowi w niedzielę. Nie wiemy, czy był to celowy zabieg, ale trudno było dopatrzeć się pressingu w wykonaniu wiślaków, w grze Rakowa owszem. Jeśli plan był taki, żeby wciągnąć Raków na swoją połowę i skontrować, to częściowo się to udało, bo właśnie po takiej akcji Wisła strzeliła gola i wyprowadziła jeszcze kilka ataków, które przynajmniej początkowo zapowiadały się nieźle. W ostatecznym rozrachunku to jednak pomysł Rakowa na ten mecz okazał się lepszy, a przewaga została udokumentowana golami i wygraną.

GDY MECZ SIĘ UKŁADA, WYKORZYSTAJ TO
Krakowianie nie mieli przewagi w meczu z Rakowem, ale los był dla nich w niedzielę długo wyjątkowo łaskawy. Choć niewiele to zapowiadało, Wisła strzeliła gola na 1:0. Choć robiła błędy, utrzymywała dość długo prowadzenie. Mało tego, przez nieodpowiedzialne zachowanie Giannisa Papanikolaou krakowanie od 51 min grali w przewadze. Dosłownie trzy minuty później stuprocentową szansę miał Jan Kliment. I tak można wymieniać, wymieniać… A później przypomnieć starą piłkarską prawdę o niewykorzystanych sytuacjach, które się mszczą…

KLUCZOWA 54. MINUTA
Są w meczach takie momenty, które po fakcie można śmiało określić jako kluczowe. Mamy takie wewnętrzne przekonanie, że w meczu Wisła - Raków takim momentem była 54. minuta i stuprocentowa sytuacja Jana Klimenta. Jego strzał kapitalnie obronił Kacper Trelowski (na marginesie, jego występ to kolejny kamyczek do ogródka wszystkich tych, którzy uważają, że nie można do bramki wstawiać niedoświadczonych golkiperów), ale też Czech ułatwił zadanie bramkarzowi Rakowa, uderzając na najlepszej dla niego wysokości. Gdyby wtedy padł gol na 2:0, a przypomnijmy, że chwilę wcześniej z boiska wyleciał Giannis Papanikolaou, goście już raczej nie podnieśliby się.