Żydowska część społeczności Wiśniowej nie przeżyła II wojny światowej, a drewniana synagoga jakimś sposobem ją przetrwała. Po wojnie zaadaptowano ją na strażnicę: w jednej ze ścian wycięto otwór i zamontowano wrota. Odkąd, w latach 80., straż przeniosła się do nowego, murowanego budynku, bożnica przestała być potrzebna. I stała długo, nie zwracając niczyjej uwagi. Albo prawie niczyjej, bo i w internecie można natrafić na wpisy osób, które odwiedzając tę okolice zainteresowały się niepozornym na pierwszy rzut oka budynkiem na skraju drogi.
To sprawiło, że i sami mieszkańcy zaczęli inaczej patrzeć na zabytek i dostrzegać w nim wartość, coś co Wiśniową wyróżnia. Wcześniej tutejsi samorządowcy nie byli nim specjalnie zainteresowani, chcieli nawet oddać go za darmo parkowi etnograficznemu. I tak pewnie by się stało, gdyby gmina miała pieniądze na rozebranie go i transport. Ale ich nie miała, tak samo zresztą jak najego remont (tłumaczono, że są pilniejsze potrzeby). Podjęto jednak starania o pozyskanie pomocy z zewnątrz i udało się. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przekazało dotację na wykonanie projektu przebudowy i rozbudowy bożnicy oraz adaptacji na cele muzealne.
Jak mówi Agnieszka Wargowska-Dudek, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej, pod którego zarządem znajduje się bożnica, byłoby to miejsce, w którym byłyby zbierane materiały związane z historią Wiśniowej, także tą z okresu międzywojennego. - Chcielibyśmy tu organizować kameralne imprezy kulturalne. To miejsce miałoby żyć - mówi.
W lipcu br. przyznano gminie dotację (380 tys. zł) na wykonanie prac, z której jednak trzeba się było rozliczyć do połowy listopada. Ogłoszono przetarg, ale nie wpłynęła żadna oferta. W konsekwencji gmina dotację oddała. Jak tłumaczy wójt Wiśniowej, nie było innego wyjścia.
- Wystąpiliśmy do ministerstwa o wydłużenie czasu realizacji tej inwestycji i okresu na rozliczenie, ale odpowiedź była negatywna. Wobec tego musieliśmy zrezygnować z dotacji. Nie było sensu ogłaszać kolejnego przetargu, bo zakres prac był zbyt duży, aby ktokolwiek zdążył się z nim uporać w tak krótkim czasie, do połowy listopada. W tym roku się nie udało, ale będziemy aplikować o środki na ten cel w przyszłym - mówi wójt Wiesław Stalmach.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: