Do katastrofy doszło w sobotni wieczór. Po meczu Leicester City z West Ham United (1:1) helikopter z pięcioma osobami na pokładzie runął na ziemię chwilę po starcie. Błyskawicznie stanął w płomieniach. Choć brytyjskie media prześcigały się w podawaniu fatalnych scenariuszy, to na szczegóły tragicznie wyglądającego zdarzenia trzeba było czekać do niedzielnego wieczoru.
Dopiero wtedy policja i klub potwierdziły, że wszyscy uczestnicy lotu nie żyją, a na pokładzie był m.in. Srivaddhanaprabha. To do niego należał helikopter, którym przylatywał i odlatywał po spotkaniach swojego klubu.
"Z najgłębszym żalem i złamanym sercem potwierdzamy, że nasz prezes, Vichai Srivaddhanaprabha, był wśród osób, które były na pokładzie helikoptera i tragicznie straciły życie w sobotni wieczór, kiedy maszyna rozbiła się w pobliżu King Power Stadium. Żadna z pięciu osób nie przeżyła" - poinformował angielski klub.
"Wpływ Vichaia na klub i miasto zostanie zapamiętany na zawsze" - napisał w oświadczeniu dyrektor wykonawczy Premier League Richard Scudamore. Poniedziałkowy mecz między Tottenhamem Hotspur a Manchesterem City (godz. 21) poprzedzi minuta ciszy, a piłkarze będą grać w czarnych opaskach na rękawach. Najbliższe spotkania Leicester zostały przełożone.
Ponadto policja poinformowała, że wśród ofiar jest Izabela Lechowich, pilotka i instruktorka latania. Polka miała być pasażerką. Miała 46 lat. Z kolei za sterami siedział Eric Swaffer, którego świadkowie i media nazywają bohaterem. Głównie dlatego, że mimo problemów z maszyną, zdołał wyprowadzić ją na miejsce, gdzie nie było już wracających z meczu kibiców ani postronnych osób.
Rodzina Izabeli Lechowicz poprosiła media, by uszanować ich żałobę i nie kontaktować się w sprawie tragedii.
Srivaddhanaprabha to jeden z najbogatszych Tajlandczyków. Miał 61 lat. Jego majątek szacuje się na kwotę pięciu miliardów dolarów. Za 39 mln funtów w 2010 r. kupił Leicester City. Wtedy występującego na drugim poziomie rozgrywkowym w Anglii. W sezonie 2015/16 niespodziewanie "Lisy" wygrały Premier League.
Wstrząśnięci kibice "Lisów" gromadzą się pod stadionem. "Jestem naprawdę poruszony i zszokowany"