

WYGRANA BYŁA KONIECZNOŚCIĄ
Po remisie i porażce w dwóch pierwszych meczach nowego sezonu w I lidze, wygrana z Ruchem Chorzów jawiła się dla Wisły Kraków jako konieczność. Tym bardziej, że licząc z europejskimi pucharami, „Biała Gwiazda” miała za sobą trzy kolejne porażki. 3:1 w poniedziałkowy wieczór sprawiło, że przy ul. Reymonta przynajmniej na moment mogą odetchnąć z ulgą.

TO BYŁO ZASŁUŻONE ZWYCIĘSTWO
Wisła miała w meczu z Ruchem lepsze i gorsze momenty, ale jeśli weźmiemy pod ocenę całość tego spotkania, to wyjdzie czarno na białym, że to było zasłużone zwycięstwo krakowskiej drużyny. Wisła miała dwa razy więcej sytuacji bramkowych niż Ruch, oddała trzy razy więcej celnych strzałów. A to tylko te najważniejsze rubryki.

SPRYTNY PLAN KAZIMIERZA MOSKALA NA RUCH
To nie był mecz, w którym dwie strony wymieniają ciosy w jakimś szaleńczym tempie. Wprost przeciwnie, Wisła sprawia wrażenie, jakby chciała zagrać w bardziej wyrafinowany sposób. Nie rzuciła do przodu wszystkich swoich sił od pierwszych minut. Można było odnieść wrażenie, że Kazimierz Moskal chciał trochę wybić argumenty Ruchowi z rąk. Ruchowi, który lubi odebrać i zaatakować. Najlepiej w taki sposób, gdy rywal jeszcze nie odbudował się w obronie. Problem chorzowian polegał jednak na tym, że Wisła przez większość meczu w tej obronie stała szczelnie. I to też był klucz do sukcesu. Podobnie jak cierpliwość. Bo wiadomo było, że jeśli krakowianie zabezpieczą swoje tyły, to w ataku prędzej czy później szansa dla nich musi się otworzyć. No bo jak mogłaby się nie otworzyć, skoro jest z przodu Angel Rodado...