Pacułtom pomogła krakowska fundacja, która zleciła ekspertyzę fachowcom z Uniwersytetu Rolniczego. Ci jednoznacznie stwierdzili, że woda ma to do siebie, że... płynie z góry w dół i w związku z tym o winie Pacułtów nie może być mowy. Teraz ukarana rodzina domaga się wyciągnięcia konsekwencji wobec burmistrza Kalwarii i jego urzędników.
Urząd straszy grzywną
Urzędnicy sumiennie obejrzeli taśmy wideo, jakie dostarczyła im sąsiadka Pacułtów, z zapisem "potopu". Zrobili nawet wizję lokalną w terenie i zdecydowali w listopadzie 2011 r., że należy przywrócić "stosunki wodne na gruncie poprzez zaślepienie otworów, którymi kierunkowo odprowadzana jest woda z nieruchomości". W razie niezastosowania się do poleceń zagrozili Pacułtom karą pieniężną. Ponieważ decyzji Urzędu Miasta w Kalwarii Zebrzydowskiej nie wykonano, rodzinę ukarano grzywną w wysokości 2 tys. zł. Gdy dalej się opierali, sprawę oddano do windykacji, co spowodowało zablokowanie kont bankowych.
Dom stoi na stoku. - Brat zbudował przy domu ogrodzenie, a w nim zamontował rurki PCV, po to, żeby przy dużych opadach deszczu ogrodzenie się nie przewróciło - mówi Dariusz Pacułt, który administruje gospodarstwem brata pod jego nieobecność.
Dodaje, że parcela sąsiadki otacza ich działkę z trzech stron, a ewentualny nadmiar wody, po opadach - bo o żadnym stałym zalewaniu nie może być mowy - ma przelewać się tymi rurkami. I tak stało się raz - po zimie, gdy topniały śniegi. - Woda z opadów nie zalewa domu sąsiadki ani podwórka, ale ogródek. Dalej płynie na nasze pola - podkreśla Dariusz Pacułt.
Urzędnicy wiedzą swoje
- Działałem zgodnie z przepisami prawa. Odczekaliśmy z decyzją prawie rok, ale coś trzeba było zrobić, bo nęka mnie w tej sprawie druga strona - mówi Mirosław Nowak, kierownik referatu gospodarki komunalnej w magistracie Kalwarii Zebrzydowskiej. Wyjaśnia też, że 7 czerwca tego roku została na Pacułtów nałożona kolejna grzywna, celem przymuszenia do wykonania decyzji. Tym razem w kwocie 4 tys. zł. Kierownik jednak nie wyjaśnia, na jakiej podstawie, prócz paragrafów i jednej wizji lokalnej nałożono kary, bo urząd żadnych pomiarów czy badań z zakresu prawa wodnego na działce przecież nie robił.
Fundacja zleciła badanie
Zapędzony w kozi róg właściciel działki prosił urzędników burmistrza o ponowne rozpatrzenie sprawy, odwołał się też do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Krakowie, które nie wydało jeszcze decyzji.
W końcu trafił na fundację Support Center z Krakowa, zajmującą się przypadkami naruszania prawa przez urzędy państwowe i samorządowe. Fundacja zleciła wykonanie badań wykładowcom prawa wodnego Akademii Rolniczej w Krakowie.
Eksperci stwierdzili, że do naruszenia stosunków wodnych nie doszło - nawet bez zainstalowania rurek PCV woda z posesji Pacułtów i spływałaby na ogródek ich sąsiadki. - Wystąpiliśmy do wojewody o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przeciwko burmistrzowi, bo nadużywanie prawa nie może ujść bezkarnie - mówi Józef Rawicz-Popławski z Support Center.
Mirosław Chrapusta, dyrektor Wydziału Prawnego i Nadzoru Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie, mówi, że wojewoda nie ma podstaw do karania burmistrza. - W ciągu roku od 20 do 40 proc. postępowań dotkniętych jest jakąś wadą. Gdyby karać za każdy błąd, to państwo by nie funkcjonowało - mówi Chrapusta.
Pacułtowie sprawiedliwości mogą dochodzić w sądzie.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+