Mieszkańcy domagają się pogłębienia starego koryta i umocnienia brzegów. Ale nie mogą dojść do porozumienia z lokalnymi władzami. Narzekają, że wójt Mszany Dolnej, Bolesław Żaba, nie poczuwa się do odpowiedzialności za uregulowanie koryta rzeki, tłumacząc, że jest ona we władaniu Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie.
Z kolei RZGW brak działań argumentuje brakiem pieniędzy. Mieszkańcy zaproponowali więc, że uregulują koryto rzeki na własny koszt. Takie rozwiązanie jednak nie wchodzi w grę, gdyż grozi za to kara 5 tys. zł od osoby.
- To paradoks - skarży się Piotr Wójciak. - Ubezpieczenie domu od szkód wyrządzonych przez powódź sięga pięciu tysięcy złotych. Na takie zabezpieczenie nie stać większości mieszkańców.
Twierdzi, że nawet wielka powódź w 1997 r. nie wyrządziła takich szkód, jak ta dwa lata temu. Rzeka, która zbiera wodę aż od Śnieżnicy, wdarła się wtedy na osiedle i zalała budynki do 1,5 m wysokości. - Wcześniej człowiek takie rzeczy oglądał tylko w telewizji - przyznaje jeden z mieszkańców.
Od roku bezskutecznie wysyłają pisma do gminy i RZGW z prośbą o pomoc. - To państwo w państwie - Lucyna Chorągwicka nie kryje oburzenia na opieszałość władz. - Istnieje realne niebezpieczeństwo, a oni udają, że nie ma problemu. My nie wymagamy wiele, chcemy tylko czuć się bezpiecznie. Czy to naprawdę aż tak dużo?
Drugą bolączką mieszkańców są wody gruntowe, które podczas większych opadów spływają z Lubogoszczy i zatapiają najniżej położone domy. One także przyczyniły się do piątkowych podtopień. Na miejscu pracowały 4 wozy strażackie, które wypompowywały wodę z piwnic. Teraz trwa suszenie zalanych fundamentów. Podwórka są jeszcze podmoknięte, mieszkańcy usuwają powoli muł, żwir i kamienie naniesione przez wodę.
- Jesteśmy w potrzasku - ocenia Wójciak. - Od dołu zagraża nam Kasinczanka, a od góry wody gruntowe.
By zażegnać problem, mieszkańcy zwrócili się z prośbą do wójta o wstawienie większych korytek, które pomieściłyby wody gruntowe spływające z czterech osiedli: Paskonki, Szczypki, Michalaki i Potok.
Rozwiązanie to jednak budzi zastrzeżenia wśród części osób, które uważają, że zaproponowane rozmiary korytek są zbyt małe i nie pomieszczą nadmiaru wody.
- Powinny mieć wysokość co najmniej metra, a nie jak w projekcie 60 centymetrów - zauważa Jan Chorągwicki.
- W tej sprawie jestem gotowy do rozmów. Uważam jednak, że mieszkańcy powinni partycypować w kosztach, gdyż gmina nie jest właścicielem gruntów. Należą one do gospodarzy posesji - komentuje wójt Bolesław Żaba. - Konieczne jest choćby przekazanie ich części na własność gminy.
Nie wszyscy poszkodowani są zgodni co do przyjęcia wody ze wszystkich osiedli. Ich zdaniem, powinna być rozdzielona na poszczególne osiedla. Ponadto skierowanie ostrego nurtu wód gruntowych do nieuregulowanego koryta rzeki niebezpiecznie podniesie jej poziom. I tak koło się zamyka.
- Czy musi dojść do jakiegoś nieszczęścia, by władze wreszcie się obudziły? - pyta Jakub Słoński. - Obecnie wystarczyłoby kilka dni pracy koparką, by naprawić i zabezpieczyć stare koryto rzeki. Czy trzeba czekać, aż pewnego dnia rzeka zniszczy drogę i znowu nas zaleje?
Po powodzi w 2014 roku zostały tylko obietnice. Kasinczanie mają także żal do władz, że na innym odcinku rzeki, koło nowego orlika, jej koryto zostało uregulowane.
Wójt powtarza, że uregulowanie koryta rzecznego nie leży w gestii gminy, lecz RZGW. Do porozumienia doszło jedynie na wyżej wspomnianym odcinku rzeki, gdzie wspólnymi siłami uregulowano i zabezpieczono brzegi. Na tym możliwości finansowe się skończyły.
Konrad Myślik, rzecznik prasowy Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie twierdzi, że pogłębienie koryta rzeki i umocnienie brzegów przyniesie odwrotny skutek, gdyż spowoduje, że woda będzie płynęła z jeszcze większą siłą i prędkością.
- RZGW ma ograniczony budżet. W tej chwili mamy jedenaście razy mniej środków finansowych na utrzymanie rzek i potoków, niż potrzebujemy - nadmienia. - Aby na przyszłość uniknąć podobnych sytuacji, trzeba budować domy na terenach nie zagrożonych zalaniem.
Źródło: Gazeta Krakowska