Czytaj także:
Do wypadku doszło miesiąc temu. Lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu nie dawali żadnych nadziei, że chłopczyk po wypadku będzie chodził. Miał stłuczone płuca, złamaną i przesuniętą miednicę, zwichnięte biodro.
- Powiedzieli, że jedyne co nam zostało, to się modlić - wspomina Sylwia Białoń, mama Wojtka. A potem zdarzył się cud. A może i nie cud, tylko dr hab. Jerzy Sułko, ortopeda z Prokocimia, po prostu solidnie wykonał swoją pracę. W każdym razie Wojtuś już rusza biodrem i kolankiem. Na razie unieruchomiona jest stopa. Czeka go długa rehabilitacja. Ale jedno jest pewne: będzie chodził. A biegał? - Mamy taką nadzieję - mówi Magdalena Oberc, rzeczniczka prasowa szpitala w Prokocimiu. - Wszystko wskazuje na to, że po rehabilitacji stopa Wojtusia będzie sprawna - dodaje.
Gdy przednie koło najeżdżało na jego biodra, chłopczyk był cały czas przytomny. Nawet nie płakał.
- Był tylko jeden przeraźliwy, zwierzęcy krzyk - wspomina Sylwia Białoń. - Nie pamiętam szczegółów tamtego dnia. Działałam jak automat. Chwyciłam go na ręce i pobiegłam do przychodni, z której właśnie wracaliśmy. Mieliśmy już wsiadać do samochodu, ale zobaczyliśmy ciocię Wojtka. Co było dalej, nawet nie chcę wspominać. Mam nadzieję, że synek zapomni o tym wszystkim. Ja już nigdy - dodaje. Po wypadku Wojtusia zabrał helikopter, mama musiała sama dojechać do Krakowa. Mały trafił na oddział intensywnej terapii. - Był cały opuchnięty, w ogóle niepodobny do siebie. Miał w części lędźwiowej ogromnego krwiaka. Nikomu nie życzę przeżycia takiego dramatu - nie kryje łez Sylwia.
- Chłopca uśpiliśmy. Oddychał przez respirator. Miał wiele poważnych obrażeń - informuje dr hab. Jerzy Sułko. - Cały czas zastanawiałem się, co zrobić z jego złamaną miednicą. Często takie złamania miednicy u dzieci nie wymagają leczenia operacyjnego. Ale w przypadku Wojtka widziałem, że zabieg jest potrzebny. Miednica była pęknięta i przesunięta, kości w środku się ruszały.
Dr Sułko postanowił, że będzie zabieg. Przejrzał literaturę medyczną i okazało się, że na świecie były tylko cztery takie przypadki. Ten piąty ortopeda z Prokocimia również opisze i podzieli się doświadczeniem z innymi lekarzami. Zabieg przebiegł bowiem tak, jak zaplanował. Był też inny problem: chłopiec nie ruszał prawą nóżką. - Bałem się, że podczas wypadku miał wyrwane nerwy - tłumaczy lekarz.
Po zabiegu stan Wojtusia zaczął się jednak poprawiać. Prawdopodobnie nerwy nie zostały wyrwane, tylko naciągnięte. Po określonym czasie wracają do swoich funkcji. - I fakt, że Wojtek już rusza bioderkiem i kolanem, świadczy o tym, że nerwy nie są uszkodzone. Dlatego mam nadzieję, że i stopa będzie sprawna - kwituje Sułko.
Sylwia Białoń nawet nie próbuje ukrywać, że nadal jest w szoku. Boi się autobusów, przechodzenia przez jezdnię. - Wracam do siebie bardzo pomału. Cieszę się, że w najbliższych dniach pojedziemy do domu - kwituje.
Najnowsze wyniki wyborów 2011: PO i PiS
Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!