To miała być akcja, jakich rocznie jest mnóstwo - rutynowe działania ratunkowe przy wypadku na autostradzie A4 w Wokowicach. Dla brzeskich strażaków skończyły się jednak koszmarem. - To były ułamki sekund. Usłyszałem najpierw uderzenie, a później zobaczyłem audi obracające się na jezdni w poślizgu. Samochód uderzył w stojący na poboczu radiowóz. Krzyknąłem do wszystkich moich ludzi: uciekać - wspomina tamte chwile st. asp. Tomasz Nowak.
Nie wszyscy zdążyli. Jeden ze strażaków leży teraz przykuty do szpitalnego łóżka, z poważnymi obrażeniami ciała. Cudem uniknął śmierci, podobnie zresztą jak jego dwaj koledzy z zastępu. Wszystko przez pirata drogowego, który nie zważając na mgłę i migające koguty wozów ratowniczych pędził autostradą.
Mgła jak mleko
Zapadał zmrok, kiedy w ostatnią sobotę października do jednostki Państwowej Straży Pożarnej w Brzesku wpłynęło zgłoszenie o wypadku na autostradzie A4. Dyżurny operacyjny na stanowisku kierowania błyskawicznie zarządził wyjazd. W kilka minut zastępy straży były na miejscu. - Po przybyciu okazało się, że dachował jeden z samochodów. Kierowcy nic się nie stało, nie wymagał pomocy medycznej - relacjonuje Nowak, doświadczony strażak, który na A4 dowodził akcją.
Rozbite reanult megane stało na pasie awaryjnym. Strażacy zabezpieczyli okolicę ustawiając pachołki, zapalając z daleka widoczne lampy. Kilkaset metrów przed miejscem zdarzenia stanęły rozświetlone wozy strażackie. To było dodatkowe ostrzeżenie dla innych kierowców o trwającej akcji. Wtedy nagle widoczność na autostradzie gwałtownie się pogorszyła. - Nastąpiło nagłe załamanie pogody. Dosłownie w 5-10 minut pojawiła się gęsta jak mleko mgła. Ograniczała widoczność do około dwudziestu metrów - opowiada st. asp. Tomasz Nowak. Usuwanie skutków kolizji trwało kilkadziesiąt minut.
Pisk i uderzenie
Było już ciemno, kiedy strażacy kończyli swoje działania. Ogniomistrz Karol Hanek oraz starszy sekcyjny Grzegorz Stochel przechodzili obok lawety z uszkodzonym autem. Wtem rozległ się pisk samochodowych opon i huk zderzenia.
- Szliśmy akurat ramię w ramię z Karolem. Poczułem nagle, jakby coś musnęło mnie po nodze. Nie pamiętam nawet, czy upadłem na ziemię. Kątem oka zauważyłem, że kolegi już koło mnie nie ma - relacjonuje Grzegorz Stochel. Ułamek sekundy później jego wzrok zatrzymał się na rozbitym obok lawety samochodzie. Pobiegł w tamtym kierunku. Na skraju jezdni, w korytkach, które odprowadzają wodę z autostrady, bez ruchu leżał Karol Hanek. - Zacząłem krzyczeć do niego. Wołałem, czy mnie słyszy. Po którymś razie otworzył wreszcie oczy. Z wielkim trudem zapytał, co się stało. Mówił, że strasznie boli go lewe udo - opowiada pan Grzegorz. Strażacy natychmiast udzielili koledze pierwszej pomocy i wezwali karetkę pogotowia.
Ściskamy za niego kciuki
Karol Hanek dopiero w drodze do szpitala odzyskał pełną świadomość. Grzegorz Stochel jeszcze w karetce przez jakiś czas upewniał się, w jakim staniu jest kolega. - Było to dla mnie ciężkie przeżycie - przyznaje strażak, który jest także ratownikiem medycznym, pracującym w pogotowiu. - Chociaż często udzielamy pomocy ofiarom wypadku, inaczej wszystko się przeżywa, kiedy nieszczęście spotyka kogoś bliskiego lub znajomego - dodaje.
Ranny strażak trafił do szpitala św. Łukasza w Tarnowie. Ma uszkodzone biodro oraz liczne stłuczenia. Będzie operowany, ale lekarze wstrzymują się z tym do czasu, aż obrzęk ciała się zmniejszy. - Byłem u niego już następnego dnia. Jest bardzo obolały i nie pamięta całego zdarzenia. Trzymamy kciuki, żeby jak najszybciej doszedł do zdrowia - mówi Stochel.
Sobotnie wydarzenia przeżywają wszyscy strażacy z brzeskiej jednostki. - To był najpoważniejszy wypadek w naszej historii - zauważa mł. bryg. Piotr Słowiak z PSP Brzesko. Lekko ranny został jeszcze mł. ogn. Stanisław Przybyło, który uskakując przed pędzącym autem, doznał urazu kolana.
Wydarzeniami na autostradzie w Wokowicach zajmuje się brzeska policja. - Wszczęto postępowanie w sprawie spowodowania wypadku drogowego. Badamy wszystkie okoliczności zdarzenia - mówi podinsp. Bogusław Chmielarz z KPP Brzesko.