- Psy są bardzo wystraszone tym, co przeszły i sytuacją, w jakiej znalazły się teraz. Ale wyglądają na zadbane, są bardzo łagodne. Widać, że chowały się z dziećmi - mówi Ewa Hagno, pracownica schroniska Rafik. To pies i suczka, jedno i drugie ma około dwóch lat. Suczka jest bardziej odważna i otwarta od psa. Podchodzi do człowieka, daje się głaskać. Chłopak jest ostrożny i nieufny.
Jak mówią ich opiekunowie, czworonogi nie bardzo wiedzą, gdzie się znalazły i dlaczego. Niezbyt dobrze czują się w kojcu. Drobną namiastką normalności jest chwila, gdy są wyprowadzane na wybieg w schronisku. Chociaż zostały obszczekane przez innych podopiecznych, troszkę się bały i początkowo nieśmiało zwiedzały teren, po jakimś czasie się rozluźniły, troszkę pobiegały i pogoniły za piłką.
Przypomnijmy: do dramatycznego zdarzenia doszło w nocy z 27 na 28 września na ul. Fabrycznej w Wolbromiu. Pijany Mirosław S. oblał żonę benzyną i podpalił. Kobieta jest w szpitalu w ciężkim stanie, dom w środku cały spłonął.
Oba psy przez całą akcję przebywały w małym kojcu przy budynku. Potem zostały pozostawione same sobie. - Zadzwonili do nas sąsiedzi, którzy dokarmiali te psy - opowiada Rafał Pałka ze schroniska Rafik, który był w Wolbromiu na interwencji. W czwartek zwierzaki zostały przewiezione do Bolesławia.
Obecnie czworonogi przebywają na kwarantannie, bo do schroniska trafiły bez książeczek zdrowia. Możliwe, że trzeba będzie znaleźć im nowe domy, bo nie ma się kto nimi zajmować. Nie wiadomo, czy właściciel w ogóle wyjdzie kiedyś z więzienia (grozi mu dożywocie), a właścicielka jest bardzo poparzona i nie dojdzie do siebie za szybko. Dzieci państwa S. przebywają obecnie u ciotki.