Marek Wierzba, dyrektor nowotarskiego szpitala zabrał głos w sprawie 25-letniej Ukrainki, która w ciężkim stanie z martwym płodem trafiła do jego placówki, a następnie do szpitala w Krakowie.
- Pacjentka trafiła do nas dostarczona przez Zespół Ratownictwa Medycznego z Rabki. Była w stanie głębokiego wstrząsu krwotocznego. Była już bez kontaktu, ale jeszcze przytomna. W trakcie badania nie stwierdzono tętna płodu, ale stwierdzono masywny krwotok do jamy brzusznej - opowiada o sytuacji z 14 sierpnia Marek Wierzba.
Kobieta niezwłocznie trafiła na salę operacyjną. Tam usunięto martwe dziecko i rozpoczęto walkę o życie kobiety.
- Do rana trwała walka o życie pacjentki. Kilkakrotnie zatrzymywało się krążenie i była potrzebna resuscytacja - opisuje działania personelu dyrektor szpitala. - Wyczerpaliśmy wszystkie możliwości jakimi dysponuje nasz szpital. Postanowiliśmy przekazać ją do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Był jeszcze cień szansy na ratunek. Została przetransportowana śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego - opisuje dalsze działania Marek Wierzba. Niestety życia kobiety nie udało się uratować. Zmarła w krakowskim szpitalu. Osierociła troje dzieci.
Dyrektor podkreśla, że ta kobieta nigdy nie była pacjentką oddziału położniczo-ginekologicznego nowotarskiego szpitala. Odwiedziła go tylko raz, kiedy stwierdzono u niej ciążę. - Nie była u nas hospitalizowana. Była w marcu tego roku, gdzie na Szpitalny Oddział Ratunkowy zgłosiła się z mdłościami i złym samopoczuciem. Wówczas stwierdzono u niej ciążę - mówi Marek Wierzba.
Dyrektor podkreślą, że on oraz cały personel nie tylko ubolewają nad zaistniałą sytuacją, ale jest to też dla nich tragedia. Każdy z pracowników szpitala, który był zaangażowany w walkę o życie pacjentki zrobił wszystko co mógł. - Chciałem podziękować moim pracownikom, ale też personelowi Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie za włożony trud i profesjonalizm - zaznacza Marek Wierzba obawiając się jednak o konsekwencje stawiania w złym świetle placówki. Obawy dotyczą nieprawdziwych informacji rozpowszechnianych o tym wydarzeniu, które będą miały wpływ na funkcj0nowanie całego oddział oraz szpitala.
- Udzielamy tyle informacji ile możemy aby nie łamać prawa. To trudna sytuacja. Podawanie półprawd może rozpętać burzę. Wykazujemy ogromny wysiłek organizacyjny i szkoleniowy, aby wyciągając wnioski z tego co zdarzyło się kiedyś i stworzyć standardy, aby prawdopodobieństwo zaistnienia podobnej sytuacji nie miało już miejsca. Zależy nam, żeby pacjentki korzystały z naszego szpitala. To co się stało niweczy całą naszą pracę - mówi Marek Wierzba.
