- W Krakowie mieliśmy nie tylko starcie dwóch gigantów: PO-Nowoczesna-PSL-SLD kontra PiS, za którymi z jednej strony stało miasto z 5-miliardowym budżetem, a z drugiej strony partia rządząca. Dodatkowo mieliśmy na scenie multimilionera, który o prezydenturę walczy zaciekle nie od sześciu tygodni, ale od sześciu lat. W tych warunkach niewiele pozostało reszcie kandydatów, czego najlepszym obrazem może być 1-procentowy wynik kandydata Kukiz'15 - komentuje Berkowicz.
Kandydat partii Wolność ze swojego wyniku mimo to jest zadowolony. Jest on na poziomie wyniku sprzed 4 lat. - W grupie wyborców do 25 roku życia mam najwyższe poparcie ze wszystkich kandydatów - a wśród tych właśnie wyborców frekwencja była rekordowo niska (młodych ludzi interesuje idea i prawdziwa zmiana - nie łatanie chodników!). A ci, którzy chcieli zagłosować, często nie mogli, bo nie uzyskali wpisu do rejestru - e-system dziwnym trafem okazał się bublem. To też zaniżyło liczbę głosów w stosunku do realnego poparcia - uważa Berkowicz.
- Ważne, że zrobiliśmy dobrą, widoczną kampanię. Uzyskaliśmy rozgłos i uznanie, co z punktu widzenia maratonu wyborczego, było naszym głównym celem. Dziękuję wszystkim za pomoc i głosy. I uszy do góry - jeszcze zaświeci słoneczko na naszej ulicy - dodaje.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: