nie interesują. - Nawet jeśli będziemy musieli na nie chodzić, nic z nich nie wyniesiemy - mówi Asia z III roku dziennikarstwa.
Jeszcze większy kłopot niż brak motywacji mają przyszyli specjaliści od mediów, którzy uczą się na studiach niestacjonarnych.
- Żeby zapłacić za naukę, muszę pracować - opowiada studentka z III roku, która chce zachować anonimowość. - Gdy nie trzeba było chodzić na wszystkie wykłady, nie było problemu. Teraz nie wiem, jak pogodzę pracę ze studiami.
W całym Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ trudno znaleźć żaka zadowolonego
z obowiązkowych wykładów. Władze tłumaczą zaś, że to właśnie dla dobra studentów.
- Do wielu przedmiotów na naszych studiach trudno znaleźć podręczniki - wyjaśnia dr Agnieszka Szymańska, zastępca dyrektora ds. dydaktycznych w instytucie. - Ci, którzy nie chodzili na wykłady, mają później problemy z zaliczeniem i egzaminami.
Student sam potrafi podjąć decyzję, czy chodzić na wykłady - mówi prof. Tadeusiewicz
Władze Instytutu Dziennikarstwa mogą nakazać chodzenie na wykłady, bo regulamin uniwersytetu nie określa, czy są one obowiązkowe, czy nie. Decyzję podejmują kierownicy danych wydziałów lub instytutów. A czasem wykładowcy.
- Wszystko zależy od toku studiów na danym kierunku - informuje Katarzyna Pilitowska, rzecznik prasowy UJ.
Na Akademii Pedagogicznej również nie ma zapisu w statucie, który regulowałby sprawę obowiązkowych wykładów.
- Decyzja w tej kwestii to wynik umowy wykładowców ze studentami - informuje Iwona Tomasik, rzecznik AP.
Problem rozwiązał Uniwersytet Rolniczy. - Wykłady nie są obowiązkowe - mówi Wacław Trojan z UR. - I tak jest zapisane w regulaminie studiów. Jesteśmy szkołą wyższą, a nie liceum czy podstawówką.
Takie rozwiązanie popierają studenci krakowskich uczelni. - U nas nie ma obowiązkowych wykładów i tak powinno zostać - stwierdza Anna Talarek z Krakowskiej Szkoły Wyższej, studentka II roku stosunków międzynarodowych.
Na wieść o obowiązkowych wykładach zdziwieniem reagują też pracownicy naukowi innych krakowskich uczelni.
- Nigdy nie sprawdzam obecności, a zawsze mam pełną salę - mówi prof. Ryszard Tadeusiewicz, były rektor AGH.
- Jeśli student, zamiast iść na wykład, chce chodzić po bibliotekach, to jego wybór - dodaje.
Według prof. Marii Flis, dziekan Wydziału Filozoficznego UJ, wykłady powinny być na tyle atrakcyjne i ciekawe, żeby przyciągać żaków. - Prowadzący, który zamiast 50-osobowej grupy widzi na wykładach tylko kilka osób, powinien się zastanowić na formą swoich zajęć.
Prof. Flis podkreśla, że zmuszanie studentów nie przynosi skutków. - Pamiętam obowiązkowe wykłady z moich studenckich czasów. Z tyłu sali były ławy, na których moi koledzy układali się do snu.