Czytaj także: Od czwartku Carrefour Express w Sukiennicach [ZDJĘCIA]
To był wczoraj hit internetu. Wiadomość, że w Sukiennicach, jednym z najważniejszych historycznie miejsc Polski, otwarto market spożywczy francuskiej sieci, zelektryzowała portale społecznościowe. Ludzie przesyłali sobie fragmenty artykułów i gorliwie je komentowali. Rozmawiano o tym też w pubach, parkach, tramwajach.
Mieczysław Czuma, krakauer i publicysta, a także tysiące krakowian orzekli: to jest skandalik! Niektórzy zapowiedzieli prostesty.
Przypomnijmy, że urzędnicy miejscy dowiedzieli się o powstaniu Carrefoura w czwartek, w dzień otwarcia marketu. Lokal należy do miasta, a przedsiębiorca, który otworzył w nim wzbudzający kontrowersje sklep, wygrał przetarg na wynajem powierzchni pod "punkt handlu detalicznego". Mimo tego urzędnicy zapierają się, że nie mieli pojęcia, co zamierza zrobić biznesmen. Myśleli raczej, że zamierza tam otworzyć sklep z pamiątkami.
Jak w czwartek zobaczyli, co się stało, złapali się za głowy. Miejski konserwator zabytków natychmiast negatywnie zaopiniował rodzaj prowadzonej tam działalności, a urzędnicy dbający o Park Kulturowy nakazali ściągnięcie szyldu. Do czego właściciel szybko się zastosował.
W piątek urzędnicy spotkali się z najemcą. - Zaproponowaliśmy mu, aby zmienił rodzaj prowadzonej działalności i rodzaj sprzedawanego asortymentu. Albo lokalizację - relacjonuje Filip Szatanik z krakowskiego magistratu. - Daliśmy mu czas do namysłu, przedsiębiorca ma się zastanowić. Jeśli jego decyzja będzie odmowna, niestety będziemy musieli rozwiązać z nim umowę - wyjaśnia.
Okres wypowiedzenia wynosi trzy miesiące. Po tym czasie najemca miałby się wyprowadzić. Ale ten ponoć jest pokojowo nastawiony, więc być może do tego nie dojdzie.
W piątek odwiedziliśmy sklep. Jedno jest pewne: klientów tu nie brakuje. Wychodzące z muzeum w podziemiach Rynku szkolne wycieczki tłumnie odwiedzały market, prosząc o chipsy, batoniki, gumy do żucia. Spotkaliśmy też pracujących w okolicach Rynku klientów sklepu, którzy wskazują, że w pobliżu brakowało sklepu spożywczego, w którym można kupić coś do przegryzienia w rozsądnej cenie. - Ja tam się cieszę - kwituje Adam, kelner z pobliskiej restauracji.
Nie narzeka też Marcin Kozłowski, który tuż przy wejściu do marketu sprzedaje turystom rysunki. - Mnie to nie przeszkadza, przynajmniej będę mógł coś kupić bez oddalania się od stanowiska pracy. Ale siedząc tu, widzę, że wielu ludziom się to nie podoba - mówi.
W markecie kupimy m.in. owoce, napoje, chipsy, nabiał, jakieś słodycze. Jest też stojak z gazetami. Właśnie z gazetą - kolorowym brukowcem - wychodzi ze sklepu pani Weronika, starsza krakowianka. Mimo że właśnie zostawiła w sklepie kilka złotych, idea jej się nie podoba: - Uważam, że oszpeca to widok na Rynek. Stanowczo mi się to nie podoba! - opowiada.
Ekspedientki nie podzieliły się z nami informacją, ilu klientów przyszło w ciągu dwóch dni funkcjonowania sklepu i okazało swoje niezadowolenie. Wiemy tylko, że byli tacy.
Czytaj także: Władze nie wiedziały, komu wynajmują Sukiennice
Awantura o Carrefour w Sukiennicach
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
