MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z Gorlic biegiem po sukces

Redakcja
Tomasz Świerzowski: - Brat stworzył coś wartościowego, w co potem się włączyłem. Uważałem, że nie można tego dzieła zaniechać. A najważniejsze: jak można było opuścić młodzież?
Tomasz Świerzowski: - Brat stworzył coś wartościowego, w co potem się włączyłem. Uważałem, że nie można tego dzieła zaniechać. A najważniejsze: jak można było opuścić młodzież? Halina Gajda
- O sile klubu świadczy fakt, że w ramach sportowych wakacji w obozie sportowym z kadrą wojewódzką w lekkiej atletyce bierze udział pięciu naszych zawodników z kadry i jedenastu świetnie rokujących. To będzie dla nich na pewno dobra lekcja i okazja treningu i współzawodnictwa z kolegami z innych ośrodków. - mówi trener Tomasz Świerzowski w rozmowie z Małgorzatą Iskrą.

O Panu śmiało można powiedzieć, że wiedzie życie w biegu. Dlaczego lubi Pan biegać?
Już jako dzieciak, pod wpływem starszego brata Kazimierza - który uprawiał biegi, zwłaszcza długie, nie wyłączając maratonu - zafascynowałem się sportem. Również zacząłem trenować biegi. O ile tak można powiedzieć, bowiem ani brat, ani ja nigdy nie mieliśmy trenera. Kazik do wszystkiego dochodził własnymi siłami. Mnie jako młodszemu o kilka lat było łatwiej, gdyż korzystałem z jego doświadczeń. Jednak to było bieganie dla przyjemności, nie wyczynowe. W sporcie nie osiągnęliśmy jakichś imponujących wyników. Już w czasie studiów zarzuciliśmy bieganie.

Jednak te doświadczenia przydały się w trenowaniu uczniów?
Faktycznie. Obaj ukończyliśmy wychowanie fizyczne, a nie studia trenerskie. Aby umiejętnie prowadzić uzdolnionego sportowo ucznia, musieliśmy więc sporo nauczyć się sami. Do dziś zresztą ciągle szukam informacji, które uzupełniałyby moją wiedzę i pozwalały pracować jak najlepiej. Czasem bywam na dorocznych trenerskich spotkaniach w Spale. Uważam, że szkoleń dla trenerów lekkiej atletyki jest zbyt mało. Znacznie częściej mogą z takich spotkań korzystać trenerzy piłki ręcznej.

Efekty doskonalenia umiejętności jednak są. To Uczniowski Ludowy Klub Sportowy w Lipinkach wychowuje polskich mistrzów lekkoatletyki. Czy zatem więcej tu niż gdzie indziej zdolnych dzieci?
Myślę, że w każdym zakątku kraju można takich uczniów znaleźć wielu. Zdolności rozkładają się równo. Trzeba tylko zadać sobie trud wyłowienia uczniów z potencjałem. Jeśli nauczyciel zwróci uwagę na takiego ucznia, a trener poświęci mu uwagę, ten zawodnik może osiągać dobre wyniki. Im szybciej to się stanie, tym większa szansa na sukces.

Zatem w Lipinkach skrzętnie szuka się talentów i pilnie nimi zajmuje?
Z Arkadiuszem Szurą trenujemy młodzież. Obecnie mamy w klubie kilku dobrych lekkoatletów, w tym dwie świetne biegaczki i dwóch wspaniałych płotkarzy. Zajmują oni medalowe miejsca na mistrzostwach Polski młodzików i juniorów, a w przypadku Ani Wojny - zawodników powyżej dziewiętnastego roku życia. Na przykład Szymon Kula z oddalonej o 30 kilometrów Ropy współpracuje z klubem w Lipinkach od czterech lat. Z sukcesem, gdyż ma już na swoim koncie zdobyte w tym roku na mistrzostwach kraju trzy złote medale w kategorii juniorów młodszych. W prowadzeniu Szymona pomaga mi jego nauczyciel wychowania fizycznego.

Czyli klimat wokół klubu jest dobry...
W ogóle współpraca klubu z nauczycielami układa się doskonale, zresztą prezesem naszego klubu jest dyrektor Szkoły Podstawowej w Lipinkach, Bożena Bubniak-Sroka. O sile klubu świadczy fakt, że w ramach sportowych wakacji w obozie sportowym z kadrą wojewódzką w lekkiej atletyce bierze udział pięciu naszych zawodników z kadry i jedenastu świetnie rokujących. To będzie dla nich na pewno dobra lekcja i okazja treningu i współzawodnictwa z kolegami z innych ośrodków.

Skoro osiągacie takie sukcesy, to pewnie władza je docenia i macie świetne warunki treningowe.
No cóż, nasi lekkoatleci trenują w parku na ścieżce, a płotkarze to w ogóle nie mają gdzie. Wspomina się o powstaniu boiska do lekkiej atletyki, ale działań nie widzę. Za to wybudowana została w gminie hala gimnastyczna, dlatego zamierzamy rozszerzać ofertę klubu o trenowanie sportów zespołowych. Tym samym od ubiegłego roku trenuję nieco mniej lekkoatletów.

Może chociaż nagrody, splendory?
Mamy sprzęt i otrzymujemy pieniądze na wyjazdy na zawody, a wyjeżdżamy często, zawsze odnosimy sukcesy i wszędzie podkreślamy, skąd pochodzimy. Z tym uznaniem gminnej władzy mogłoby jednak być lepiej. Jeśli na roczne stypendia dla trzech medalistów przeznacza się cztery tysiące złotych, to czy jest w ogóle co dzielić? Takie kwoty mogą wystarczyć tylko na przejazdy na treningi, gdyż nie wszyscy mieszkają w Lipinkach.
W Lipinkach, z konieczności, może się Pan koncentrować na trenowaniu dzieci.
Gdy uczniowie kończą szkołę, siłą rzeczy, wyprowadzają się do dużych ośrodków i zasilają miejscowe kluby sportowe. Niektórzy z nich sięgają potem po medale jako seniorzy. Początkowo brata, a potem mój wychowanek, Dominik Bochenek - obecnie zawodnik Zawiszy Bydgoszcz - należy do najlepszych płotkarzy w kraju, w niedawno odbywających się mistrzostwach w Barcelonie brał udział w półfinałowym biegu.

Nikt nie pozostaje?
Bywają zawodnicy, którzy pozostają naszemu klubowi wierni mimo przekroczenia wieku uczniowskiego. Tak jest z Anną Wojną, brązową medalistką Polski w biegu na trzy kilometry z przeszkodami. Za to biegaczka Jolanta Wójcik, uczestniczka olimpiady w Pekinie, trenuje już gdzie indziej. Jej pierwszym trenerem był mój brat, który w 1995 roku założył ULKS. Dołączyłem do klubu w 2000 roku, a od 2004 roku - od czasu śmierci Kazimierza - prowadzę go sam.

Traktuje to Pan jako moralny obowiązek, jako powinność wobec brata?
Chciałbym uniknąć wielkich słów. Brat stworzył coś wartościowego, w co potem się włączyłem. Nawiązane zostały kontakty, stworzone warunki do działania klubu. Uważałem, że nie można tego dzieła zaniechać. A najważniejsze - jak można było opuścić młodzież?

Czy jest Pan srogim trenerem?
Uważam, że trener powinien budzić szacunek, a nie strach. Staram się młodzież traktować po partnersku, ale nie jestem kolegą. Na pewno sporo od nich wymagam i nie wszyscy mnie lubią.

Chętnie przychodzą na treningi?
To nie są treningi z gatunku tych fajnych, jakie można prowadzić przy grach zespołowych. wymagają sporo wysiłku i nie są efektowne. Jeśli młody zawodnik chce coś osiągnąć, musi trenować codziennie, chociaż kusi komputer i spotkanie z kolegami. Gdy są rezultaty, trenuje chętnie. Jeśli ich brak, zwykle rezygnuje.

Ma Pan kłopoty z wychowankami? Mówi się, że młodzież dziś jest taka agresywna.

Duża dawka sportu jest bardzo dobrym rozwiązaniem, gdyż ruch uspokaja układ nerwowy i w ten sposób młodzież uwalnia się od agresji. Nie zauważam, a przecież nie tylko trenuję w klubie, ale i uczę w szkole, by młodzież była agresywna. A może taka jest właśnie młodzież w Lipinkach?

Czuje Pan wsparcie czy zazdrość ze strony kolegów trenerów?
Zazdrości nikt bezpośrednio nie ujawni. Przypuszczam, że gnębi ona tych, którzy nie gratulują mi sukcesów. Jednak muszę przyznać, że wielu ludzi - także trenerów - mi ich gratuluje. Wtedy czuję, że robię fajną sprawę.

Siedem dni w tygodniu?
Nie aż tak często. Dwa razy w tygodniu prowadzę zajęcia popołudniowe, ale z zawodnikami spotykam się prawie codziennie, gdyż trzeba czuwać nad ich treningiem, zwłaszcza w okresach przed zawodami. Nie patrzę na zegarek. Jak się coś lubi, to nie ma problemów i nie traktuje się takiej pracy w kategorii poświęceń.

Rodzina nie protestuje?
Godzę obowiązki. Nawet zdążyłem wybudować dom. Nie wyobrażam sobie mieszkania na stałe gdzie indziej - pochodzę z Lipinek.

I tu też od trzech lat odbywa się maraton noszący imię brata. Trudno taką imprezę zorganizować w małym ośrodku?
Można było mieć takie obawy. Lecz o ile w pierwszym maratonie udział wzięło czterdziestu zawodników, w drugim - sześćdziesięciu, to w trzecim już sto osób. I… trzy pierwsze miejsca zajęli biegacze z Kenii i Etiopii. Afrykańczycy należą do najszybszych ludzi świata. Mile zdziwił mnie ich udział w memoriale, zwłaszcza że o to nie zabiegaliśmy. W ten sposób memoriał imienia Kazimierza Świerzowskiego nabrał międzynarodowego charakteru, a Lipinki staną się coraz bardziej znane także poza naszym regionem. Cieszę się, że ta sportowa impreza upamiętnia działalność mojego brata, gdyż wiele zrobił dla rozwoju uczniowskiej lekkiej atletyki w Lipinkach. I dobrze, aby kolejne pokolenia miejscowej młodzieży, uprawiając z sukcesem sport, o tym wiedziały.

Czego można Panu życzyć oprócz sukcesów osiąganych przez wychowanków?
Zdrówka i chęci do pracy. Jak widać, do szczęścia nie wiele jest mi potrzebne.

Rozmawiała Małgorzata Iskra

Tomasz Świerzowski

Urodził się i osiadł w Lipinkach; w młodości biegacz; z wykształcenia nauczyciel wychowania fizycznego, z pasji trener Uczniowskiego Ludowego Klubu Sportowego w Lipinkach i wychowawca biegaczy oraz płotkarzy, którzy również jako seniorzy odnoszą sukcesy sportowe, w tym na mistrzostwach kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska