Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za co w tym roku dziękują Amerykanie? O święcie dziękczynienia rozmawiamy z Konsulem USA w Krakowie Patrickiem Slowinskim

Julia Kalęba
Julia Kalęba
"The First Thanksgiving", obraz przedstawiający wyobrażenie o pierwszym Święcie Dziękczynienia z 1621 roku namalował Jean Leon Gerome Ferris (1863–1930).
"The First Thanksgiving", obraz przedstawiający wyobrażenie o pierwszym Święcie Dziękczynienia z 1621 roku namalował Jean Leon Gerome Ferris (1863–1930). archiwum
– Nie ważne, kiedy i gdzie obchodzisz Święto Dziękczynienia, jakie masz ciasto na stole i czy jesz indyka. Idea święta pozostaje ta sama – być wdzięcznym za to, co się ma – mówi dr. Patrick T. Slowinski, Konsul Generalny Stanów Zjednoczonych w Krakowie.

FLESZ - Etapy znoszenia obostrzeń

W Polsce obchodzi się Święto Dziękczynienia?
Moja rodzina obchodzi. Dzisiaj, jak co roku, zasiądziemy do kolacji, ale ze względu na pandemię tym razem zrezygnowaliśmy ze wspólnego świętowania w konsulacie. Rok temu urządziliśmy tu przyjęcie dla prawie 100 osób. I jestem przekonany, że większość Amerykanów – bez względu czy mieszka w kraju, czy poza jego granicami – stara się podtrzymywać tę tradycję.

Tradycja głosi, że święto pierwszych pielgrzymów, którzy na początku XVII wieku dotarli do Ameryki, przypominało raczej tradycyjne angielski obyczaje dożynkowe niż obchody dziękczynne. Zastanawiam się, czy Polacy mieszkający w Stanach
Zjednoczonych również nawiązują do zwyczajów, które znają z polskich domów.

Coś w tym jest. Wychowałem się wśród polskiej społeczności w Milwaukee, w stanie Wisconsin. Pamiętam, że zawsze współpracowaliśmy przy organizacji takich uroczystości. Dzieliliśmy się daniami, tak że na stole były zarówno pierogi z kapustą i grzybami, szarlotka, kopytka, mizeria i buraczki, jak również ciasto dyniowe i indyk. Indyk był absolutną gwiazdą wieczoru. Oczywiście są osoby, które nie lubią go i zastępują innym mięsem, są i te, które nie jedzą mięsa. Trzeba pamiętać, że to amerykańskie święto nie ma określonych reguł. Jedyną regułą jest ta zapisana w samej jego nazwie. Razem z rodziną zawsze siadaliśmy wokół stołu i wymienialiśmy dwie rzeczy, za które byliśmy wdzięczni. Bo nie ważne, kiedy i gdzie obchodzisz Święto Dziękczynienia, jakie masz ciasto na stole i czy jesz indyka. Idea święta pozostaje ta sama – być wdzięcznym za to, co się ma.

Za co jest pan wdzięczny w tym roku?
Za bliskich. Mam starszego syna, który mieszka w Stanach Zjednoczonych i ma już własną rodzinę. Pozostałe dzieci, dwie córki i dorosły syn, mieszkają ze mną w Krakowie. To duże szczęście, że są tu ze mną, widzę je na co dzień i wiem, że wszystko jest w porządku. I jestem niezwykle wdzięczny za każdy postęp w walce z koronawirusem. Lekarze robią wszystko, aby ludzie nie umierali z powodu tej strasznej choroby, badacze w różnych częściach świata intensywnie pracują nad szczepionką. Wszyscy się martwimy, zastanawiając, czy będziemy w stanie zabezpieczyć bliskich, których kochamy. Każdy postęp w pokonywaniu pandemii jest czymś, za co powinniśmy być wdzięczni.

Wspomniał pan o wychowaniu wśród polskiej społeczności w Stanach Zjednoczonych. Pana rodzina też ma polskie korzenie.
Kuzyni mieszkający do dziś w Polsce zajmują się nawet genealogią. Pewnego razu odwiedzili mnie w konsulacie i przekazali informacje, do których dotarli. Co się okazało: moje korzenie sięgają południowo-wschodniej Polski, dzisiejszego Podkarpacia. Prapradziadek był żonaty trzy razy, pierwszą żoną była moja praprababcia. Wtedy rodzina nazywała się „Słowińscy”, ale w niektórych dokumentach na przełomie XIX i XX wieku jest już zapisywana jako „Sławińscy”. Uważano, że mój prapradziadek zmienił nazwisko, kiedy wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, ale to nieprawda.

Co jeszcze wiadomo o polskich członkach rodziny?
Do około 1900 roku mieszkali w okolicach Pilzna w powiecie dębickim, w miejscowości Łęki Dolne. Byli rolnikami. Jako dziecku dziadek opowiadał mi historię, że kiedy dotarli do Wisconsin, wszystko przypominało im Polskę. Była jesień, na zewnątrz podobna temperatura, kolory. Postanowili więc wybrać się starym zwyczajem na grzyby. Myśleli, że wszystkie grzyby, które zebrali, były jednakowe, ale nie rozpoznali, że zbierają też te trujące. Dziadek opowiadał, że cudem nikt z tego powodu nie umarł i dodawał: popatrz, my mieliśmy dużo szczęścia, ty powinieneś umieć lepiej je rozdzielić. Do dziś mam swoje ulubione grzyby, niektóre z nich można przyrządzić tak, żeby idealnie nadawały się do hamburgerów – zamiast mięsa. Nauczyłem się więc spędzać czas w ten sposób i polubiłem to. Zresztą nie chodzi o zbieranie grzybów. Chodzi o spotkanie z rodziną.

A w Polsce? Gdzie spędza pan czas?
Tu też lubię wychodzić na spacery do parków. Ojcowski Park Narodowy jest moim ulubionym, chodzimy tam razem z moimi dziećmi i zdecydowanie lubią go też nasze dwa boksery. W Krakowie za to lubię otaczać się historią. Dobrze czuję się na Starym Mieście. Lubię Rynek i uliczki wzdłuż których ciągną się stare kamienice. Pracuję w budynku, który ma 450 lat, w takich miejscach czuć ducha historii. Kolejnym punktem jest Wawel. Jeden dzień nie wystarcza, by zobaczyć tam wszystko. Właśnie to miejsce polecam znajomym, którzy pytają, co najpierw zobaczyć w Krakowie. Tam mogą poznać i zrozumieć historię Polski.

Dyplomaci z każdym nowym krajem muszą na nowo tworzyć swoje domy, ale dla pana Kraków nie jest pierwszym polskim przystankiem.
To prawda. Kraków odwiedziłem w latach 90. a we wczesnych latach 2000. byłem wicekonsulem w Ambasadzie Stanów Zjednoczonych w Warszawie. Od początku sprawę ułatwiał fakt, że mam polskie korzenie, dorastałem blisko tej kultury. W Stanach Zjednoczonych imigranci z Polski żyją jak Polacy. W naszym domu przetrwały polskie tradycje, a do czasu wyjazdu zamawiałem tam polskie produkty. Tworzenie tutaj domu nie było trudne. Poza tym, trochę też mówię po polsku.

Uczył się pan w domu czy już w pracy?
Moim pierwszym nauczycielem był dziadek. Pracował jako piekarz i piwowar, zawsze było u niego sporo klientów. Poznawałem słowa, przyglądając się jego pracy. Dziadkowie w ogóle odgrywali dużą rolę w naszej rodzinie i w dzieciństwie spędziłem z nimi mnóstwo czasu. Później poznawałam język na uniwersytecie, podczas studiów w Gdańsku i Sopocie.

Trochę pan już zwiedził.
Tak, ale nigdy nie byłem w rodzinnej miejscowości. Jednym z moich najważniejszych celów, które mam zamiar zrealizować po skończeniu pandemii, jest udanie się do wioski moich przodków. Chciałbym spotkać się z burmistrzem Pilzna i porozmawiać z sołtysem Łęk Dolnych. Byłem w Polsce wiele razy, w różnych miastach, ale jeszcze nie pojechałem do tego miejsca na południowym-wschodzie Polski, gdzie zaczęła się historia mojej rodziny. Chciałbym teraz zobaczyć je i pokazać dzieciom, skąd do Stanów Zjednoczonych wybrali się rodzice ich prapradziadka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska