Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żadne współczucia nie rozgęszczą prawdy

Zbigniew Bauer
fot. archiwum
Być może staję się upierdliwcem, lecz trudno mi nie nawiązać do tego, o czym pisałem przed tygodniem. Z jednej strony ze środowiska dziennikarskiego dobywają się jojczenia, że "etos zawodowy" żurnalisty upada. Z drugiej, z tego samego środowiska wydobywają się głosy podnoszące włosy cebulkami do góry. Oczywiście, że napiszę o wpadce "Rzeczpospolitej", która zwąchała trotyl w szczątkach tupolewa, a potem to odszczekała; oczywiście, że napiszę o międleniu na wszystkie sposoby sprawy pani z Opolszczyzny, której z powodu niezapłaconych podatków wjechano do domu i zabrano dzieci.

Oczywiście, że napiszę o ewidentnej medialnej nagonce na minister Muchę, która winna jest niezasunięcia dachu nad Stadionem Narodowym. Oczywiście, że napiszę…

Nie, nie chce mi się pisać, bo mnie najzwyczajniej w świecie mdli. Jeśli redaktor naczelny gazety, do której tysiące ludzi miało zaufanie (tytuł, a także tradycja, do czegoś zobowiązują), nie wyczuł od razu, gdy tylko zobaczył przed sobą tekst red. Gmyza, co może się stać po jego publikacji, i oddał się do dyspozycji wydawcy dopiero wtedy, gdy mleko się rozlało - to rzeczywiście: nie ma o czym mówić. Red. Olejnik od razu zwalniała za niezasunięty dach, choć społeczne skutki deszczu na Narodowym i przesunięcia kopaniny o dzień są nieporównanie mniejsze niż to, co stało się z udziałem "Rzepy". I niech mi nikt nie mówi, że to była "wpadka" jednego, konkretnego i mało odpowiedzialnego dziennikarza. W Polsce wzywa się do dymisji za każde, nieporównanie mniejsze, "wpadki". Za samobójstwo w więzieniu, które popełnił bandyta, dał głowę minister sprawiedliwości, prawdopodobnie jeden z lepszych w całej drużynie Tuska. Podrzucenie PiS--owi świeżej karmy - o ile partia ta sama sobie, rękami gazety, tej karmy nie podrzuciła - nie daje się niczym usprawiedliwić, zwłaszcza że w dziennikarstwie śledczym, nawet jeśli uważamy je za mocno szemrane, także muszą obowiązywać pewne zasady. I jeśli szef tej gazety teraz bije się w piersi i przyznaje do nieodpowiedzialności, to i tak nie zmienia faktów: to nie powinno się zdarzyć w kraju, w którym napięcie wzrasta z każdym dniem.

A do sprawy opolskiej też mam wątpliwości. Szlochy nad losem osoby, która nie płaciła podatków, wydają mi się równie słuszne jak szlochy nad losem matki Madzi. Dziennikarze przechodzą sami siebie, by upewnić rodaków w przekonaniu, że wymiar kary zależy od rozmiaru zakazanego czynu: zastanawiają się np., czemu policjanci gonią babcie z rzodkiewkami i wlepiają im mandaty, a "łysych" walących się po ryjach nie dostrzegają. Otóż to nie tak: prawo jest surowe, ale musi być prawem, gdyż "od rzemyczka do koniczka". Za czyny ponosi się odpowiedzialność, niezależnie od tego, czy jest się przemytnikiem, matką z dziećmi, ministrem, zamroczonym gorzałą biskupem, a zwłaszcza redaktorem wielkiej gazety, sprawującej rząd dusz. I żadne współczucia, żadne pokutne gesty, rodem z tabloidu, prawdy tej nie rozgęszczą.

***
Autor jest medioznawcą, publicystą, kulturoznawcą, profesorem UP.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska