List wzbudził dyskusję
List mieszkańców trafił do radnych z komisji rodziny rady miasta.
- Mieszkańcy piszą nie tylko o sprzedaży jako takiej, ale przede wszystkim o otoczeniu wokół punktów z alkoholem. Zwłaszcza o pobliskich szkołach - wyjaśnia Józef Figiel, zakopiański radny, przewodniczący tej komisji.
Wyjaśnia, że chodzi o to, że wokół sklepów pojawia się rzesza osób spożywająca napoje wysokoprocentowe, która zaczepia przechodniów i prosi o datki.
- Z nietrzeźwymi mamy taki problem, że nie ma u nas izby wytrzeźwień - opowiada radny Figiel. Osoby pod wpływem alkoholu trafiają więc do szpitala, co absorbuje uwagę lekarzy i funkcjonariuszy policji.
Zakopiańczycy podkreślają w pisemnym proteście, że „najgorzej jest wokół sklepu G..., który serwuje wszelkiego rodzaju trunki. Przed tym sklepem i w jego obrębie ciągle widać osoby pijane, śmierdzące, załatwiające swoje potrzeby fizjologiczne bez jakichkolwiek zahamowań”.
Mieszkańcy wskazywali też na duży supermarket przy dworcu PKP.
- Chcemy spokojnie odprowadzać dzieci do szkół, bez odrażającego widoku alkoholików. Mam nadzieję, że władze coś z tym zrobią, by wokół sklepów zapanował ład i porządek - mówi zbulwersowana mieszkanka Szymonów.
Ludzie liczą, że w październiku rada miasta podejmie decyzję o zmniejszeniu liczby punktów z alkoholem, a w policja i straż miejska zajmą się ludźmi, którzy piją na ulicy.
Autor: Łukasz Bobek
Alkohol powinien być?
Według zapisów prawa na terenie Zakopanego może być maksymalnie 60 punktów oferujących alkohol powyżej 4,5 proc. Mogą się znajdować najbliżej 100 metrów od obiektów religijnych.
Na początku kadencji w 2014 r. pojawiały się postulaty o zwiększeniu limitu sklepów z 60 na 90, ale pomysł został odrzucony przez radnych.
- W Zakopanem mamy tyle punktów sprzedaży alkoholu, ile dopuszcza uchwała. Od kilku lat ta liczba się nie zmieniła - potwierdza Leszek Dorula, burmistrz Zakopanego.
Dodaje, że początku kadencji ustalono, że nie będzie zmiany ilości punktów sprzedaży. Według przedsiębiorców w Zakopanem sklepy z alkoholem powinny być.
- To miasto turystyczne, gdzie ludzie jadą wypocząć. Jednym wystarczy chodzenie po Tatrach, innym potrzeba alkoholu. Poza tym to zarobek dla nas i praca dla ludzi - uważa Andrzej Mierzwiński, prowadzący sklep spożywczy.
