- Boże, jak tu u was pięknie, a jaki przepiękny widok na Tatry! - zachwycał się burmistrz Janusz Majcher.
- Owszem, pięknie, ale życie tu mamy niełatwe - odpowiadali na te zachwyty ludzie z Choćkowskiego, którzy prowadzili burmistrzów, radnych i urzędników pod górę, niemal na sam szczyt Gubałówki, gdzie mieszka kilkanaście rodzin. Niektórzy od pokoleń.
- Nie może tu do nas dojechać ani straż pożarna, ani pogotowie - wyliczają trudności mieszkańcy.
Lekarz Alina Łojas, radna tamtej dzielnicy, potwierdza, że gdyby nie pomoc ratowników TOPR i ich karetki z napędem na cztery koła, lekarze nie mogliby dostać się na górę do chorego. Jednak nie wysokość, na jakiej są zbudowane ich domy, jest dla nich utrapieniem - jak mówią - a droga, która przez większą część roku jest nieprzejezdna dla samochodów.
- Kiedyś, pamiętam, ludzie też chodzili tędy piechotą. Nosili na plecach ciężary. Dzieci same szły do szkoły - wspomina pani Maria. - Ale dziś inne pokolenie. Ludzie nie dają rady brnąć po błocie czy w zaspach śniegu dwa razy dziennie do pracy, czy szkoły. Nawet o tej porze roku, jak przekonali się burmistrzowie, miejscami droga jest błotnista i pełna wybojów.
- Po deszczu czy zimą droga robi się niemal nieprzejezdna - pokazuje Janina Łukaszczyk, która od kilku już lat chodzi w imieniu mieszkańców do magistratu i walczy o naprawę drogi. Naprawy wymagają także przepusty, zupełnie zapchane i zaniedbane. Na zakrętach trzeba trakt wyprofilować. Konieczne są też do zrobienia miejsca, gdzie dwa auta mogłyby się wyminąć. - Tu ludzie nie oczekują od jutra koparek! - podkreśla pan Józef. - Ale bylebyście tylko zaczęli... Konkretów chcemy! Kiedy zaczniecie coś robić na tej naszej drodze? Wystarczy nam choćby jej utwardzenie.