Józef Krzeptowski, ratownik TOPR, został pochowany na Pęksowym Brzyzku
Na “góralskich powązkach” spoczęły prochy Józefa Krzeptowskiego, ratownika TOPR, Przewodnika Tatrzańskiego, człowieka, który całe swoje życie związał z górami.
- Był gospodarzem wielu schronisk, ale też miał umiejętności wspinaczkowe. Rodzice Jędrka i Józka nie chcieli, żeby się wspinali, bo mieli oni pracować w schroniskach. Mieli nie ryzykować. Oczywiście podczas akcji ratunkowych wykorzystywał swoje umiejętności wspinaczkowe, ale żeby samemu iść wspinać się dla frajdy to nie. Wyprowadził swoje dzieci na jakiś szczyt, żeby pokazać, ale wszystko to musiało być zrobione bezpiecznie - zaznacza Apoloniusz Rajwa, przyjaciel zmarłego.
Pogrzeb odbył się w środę 24 kwietna na starym cmentarzu "Pęksowym Brzyzku".
Józef Krzeptowski prowadził niemal wszystkie schroniska
- Mieszkał z rodzicami w Pięciu Stawach, potem jak jego ojciec zaczął pracę w Roztoce, to zszedł tam razem z ojcem był do ok. 1968 roku. Potem znowu wrócili do Pięciu Stawów Polskich i tam po śmierci ojca razem z matką i bratem Andrzejem prowadzili schronisko, a na koniec byli tylko dwaj bracia - wspomina Rajwa.
Zmarły ratownik pracował także przez trzy lata w pawilonie na Włosienicy. Przez sześć lat prowadził schronisko na Hali Ornak. Prowadzenie schronisk przekazał córce, a sam przeniósł się na Polanę Chochołowską, gdzie mieszkał do samego końca.
Niestrudzony ratownik TOPR i miłośnik gór
Józef Krzeptowski jako ratownik wziął udział w 150 wyprawach. Zniósł 50 rannych narciarzy.
- Brał udział w poszukiwaniach lawinowych w Pięciu Stawach Polskich, w Świstówce, tak samo brał udział w wyprawach w innych rejonach Tatr. Doskonale znał Tatry. Świetnie jeździł na nartach i się wspinał, co wykorzystywał podczas akcji ratunkowych - zaznacza Apoloniusz.
Przyjaciel zmarłego wspomniał o wielkiej sile i niestrudzonemu podejściu do życia.
- Wniósł na plecach lodówkę do schroniska w Pięciu Stawach - wspomina Apoloniusz Rajwa.
Prywatne dusza towarzystwa i wspaniały ojciec
- Józefa znałem od lat 50. Potrafił się bawić, zaśpiewać, zagrać. Bardzo fajnie opowiadał. Ludzie przyjeżdżali z całej Polski, żeby go słuchać. Swoje opowiadania opierał na faktach, nie improwizował - jak Jego brat Jędrek, z którego opowieści do dzisiaj można się śmiać - zaznacza Apoloniusz Rajwa.
Cytując słowa żony zmarłego: "Przekazał dzieciom wspaniałe tradycje, nauczył szacunku do Boga, ludzi i gór. Pokazał im jak gazdować. Miał w sobie spokój i mądrość. Nieraz siedział patrząc na góry i uśmiechał się."
