W trakcie trwającej kampanii wyborczej sztaby kandydatów na stanowisko burmistrza Zakopanego nie mają najmniejszych oporów przed wieszaniem plakatów czy billboardów z twarzami swych kandydatów w okolicach zakopianki (na rogatkach miasta). Co w tym dziwnego? Otóż w programach wyborczych niemal każdego kandydata na fotel szefa miasta można znaleźć zapewnienie, że będzie robił wszystko... by reklamy z wjazdu do miasta usunąć, bo zasłaniają góry.
Mówili o tym wszyscy
Planiści, architekci, artyści czy specjaliści od wizerunku miast - o problemie szpecącego miasto wjazdu do Zakopanego wypowiadali się już niemal wszyscy.
Eksperci za każdym razem dochodzili do jednej konkluzji: z wjazdu do miasta powinny zniknąć wszelkie reklamy (jest ich tu kilkadziesiąt). Tak, by każdego przybywającego pod Giewont na odpoczynek już od progu witał piękny widok na Tatry. - Dlatego też jednym z głównych elementów tegorocznej kampanii wyborczej w Zakopanem jest właśnie obietnica walki z reklamami. Szybko okazało się jednak, że to tylko czcze gadanie - mówi Maria Kotarba, młoda mieszkanka miasta.
Bo, jak tłumaczy, niektórzy kandydaci zamiast z reklamami przy zakopiance walczyć, sami nakleili tam... swoje plakaty!
Dziś przy zakopiance zamiast Giewontu wita nas twarz Janusza Majchra. Natomiast kilkaset metrów dalej (też przy krajowej drodze nr 47) - oblicze Łukasza Filipowicza (KWW Nowe Zakopane).
To o tyle dziwne, że obaj kandydaci najdobitniej z całej stawki pięciu pretendentów na fotel burmistrza mówili o tym, że reklamy trzeba usunąć.
- Obaj panowie są trochę obłudni - irytuje się Anna Palka, mieszkanka miasta. - Mamią ludzi szlachetnymi hasłami, ale w okresie wyborczym, by zdobyć głosy, robią coś przeciwko samym sobie - podkreśla.
Z takim zarzutem nie zgadza się Janusz Majcher, obecny burmistrz Zakopanego, ubiegający się o trzecią kadencję. - Nadal podtrzymuję hasło walki o to, by reklamy znad zakopianki i w ogóle z miasta zniknęły. A że postawiłem tam swój baner, to zupełnie co innego. On będzie tam bowiem wisiał co najwyżej kilka tygodni, a później zniknie - zapewnia.
Dodaje, że kampania to kampania i kandydat gdzieś reklamować się musi. - Postawiłem ten billboard przy zakopiance, ale za to nie ma moich wizerunków na budynkach w centrum miasta, gdzie problem krzyczącej reklamy jest jeszcze bardziej drażniący - dodaje.
Stoi w opozycji, ale...
Podobne wytłumaczenie można usłyszeć od kandydata "Nowego Zakopanego". - Wiem, że ten plakat rzeczywiście stoi w opozycji do moich przekonań - mówi Łukasz Filipowicz. - Powiesiłem go jednak, bo jakoś muszę się w mieście pokazać. Nasz komitet ma skromne fundusze na kampanię wyborczą. Dlatego wykorzystałem miejsce, gdzie moja rodzina od lat miała reklamę i przykryłem ją swoim plakatem. Za dwa do czterech tygodni ściągnę jednak nie tylko swój plakat, ale całą reklamę. Dodatkowo chciałbym podkreślić, że zakopianka to jedno z niewielu miejsc, gdzie widać mnie w mieście. Inni kandydaci widoczni są na każdej ulicy - sumuje Filipowicz.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!