
Żeby ludność Małopolski nie kurczyła się, przeciętna Małopolanka powinna urodzić w życiu przynajmniej dwójkę dzieci. Dziś ten współczynnik wynosi mniej niż 1,5. I maleje.

Mówiąc w pewnym uproszczeniu, jeśli współczynnik dzietności kobiet jest niższy niż 2, czyli na jedną kobietę w wieku rozrodczym przypada średnio mniej niż dwójka urodzonych dzieci, mieszkańcy danego obszaru starzeją się, a ich liczba stale maleje (chyba że te braki uzupełniane są stale w wyniku migracji z zewnątrz – z innych obszarów kraju lub z zagranicy). Polska zanotowała w 2020 r. współczynnik 1,42, w Małopolsce jest on minimalnie wyższy, ale zawdzięczamy to ziemi limanowskiej, gdzie przekracza on wciąż 1,7 oraz Krakowowi i kilku powiatom (wielicki, wadowicki, myślenicki, bocheński, nowosądecki oraz miasto Nowy Sącz), gdzie wynosi on ok. 1,5. W przeważającej części Małopolski dzietność spadła poniżej 1,4 i dotyczy to także powiatów nowotarskiego i tatrzańskiego; a w niektórych powiatach (olkuski, chrzanowski, dąbrowski oraz miasto Tarnów) wskaźnik dzietności zszedł nawet poniżej 1,3...

Niestety, nawet na najbardziej płodnych obszarach dzietność długofalowo maleje, czego przykładem jest ziemia limanowska. Nadal wyróżnia się ona na tle reszty Małopolski, a nawet kraju, ale zachodzą tam z lekkim opóźnieniem dokładnie te same procesy, jakie zaobserwować można było 20 lat temu w polskich metropoliach, a cztery dekady temu – na Zachodzie. Piotr Szukalski zwraca uwagę, że w drugiej dekadzie XXI wieku w niektórych dużych miastach w Polsce, m.in. w Krakowie, doszło w tym zakresie do poprawy, równocześnie jednak zapaść dzietności ogarnęła polską wieś. Widać to w wielu małopolskich gminach, gdzie wskaźnik spadł poniżej 1,3.

W pandemicznym roku 2020 urodziło się w Małopolsce średnio 10,4 dzieci na 1000 mieszkańców. To więcej niż przeciętnie w Polsce (9,2), ale mniej niż w latach poprzednich.