Uczeni zaprotestowali przeciwko załącznikowi do rozporządzenia ministerstwa "W sprawie klasyfikacji zawodów i specjalności dla potrzeb rynku pracy oraz zakresu jej stosowania".
Chodzi o oficjalną listę zawodów, na której znalazły się między innymi takie profesje, jak:
"Biomasażysta - umożliwia niezakłócony przepływ energii w celu przywrócenia bioenergetycznej równowagi organizmu.
Rozpoznaje zmiany w punktach refleksyjnych i aktywnych biologicznie".
"Wróżbita - świadomie wykorzystując wrodzone uzdolnienia do działania w obszarze zjawisk nadprzyrodzonych, dokonuje wglądu w przeszłe i przyszłe wydarzenia przy zastosowaniu ukształtowanych przez tradycję różnych form wróżenia, takich jak: karty (zwłaszcza tarot), kabała, I-cing (zgodnie ze starochińską «Księgą przemian»), chiromancja (wróżenie z ręki), katoptromancja i krystalomancja (przepowiadanie przyszłości za pomocą zwierciadła lub kryształu) itp."
"Radiesteta" - wiadomo.
Wertując listę, zdałem sobie sprawę, że nie ma zawodu na literę "J". Jest za to mnóstwo zawodów tyleż pożytecznych, co egzotycznie brzmiących. Zaliczyć do nich z pewnością można "aparatowego wyrobu produktów maczanych", "topiarza fryty"(hutnik specjalista), "manipulanta drewna okrągłego", "ustawiacza" (chodzi o pociągi), "hartowacza betonów" (zawód dla twardzieli) i wreszcie "ciągacza rur", który - założę się - na wizytówce pisze wyłącznie imię, nazwisko i numer telefonu.