Maria Cabała, babcia 6-letniej Emilki i 4-letniego Kuby, kilka razy dziennie ostrzega wnuki, żeby nie zbliżały się do lisów. W norze pod stertą siana jest ich aż dziewięć: samica i ósemka młodych. - Lisy przenoszą wściekliznę, więc boimy się kontaktu z nimi - tłumaczy pani Maria.
Cabałowie nie wiedzą, kiedy lisica zamieszkała w ich stodole. Drapieżniki zauważyli dopiero przed tygodniem, gdy małe zaczęły wychodzić na podwórko. - Pojawiają się wieczorem - opowiada Maria Cabała. - Dzieci obserwują je z okna. Gdy jest ciepło, z nory wydobywa się smród gnijącego mięsa. To padlina, przynoszona małym przez samicę.
Rodzina Cabałów interweniowała w gminie Nawojowa. Ta poprosiła o pomoc myśliwych. Gospodarstwo obiecał odwiedzić Stanisław Michalik, prezes Koła Łowieckiego Głuszec. Zastrzega, że sprawa nie jest łatwa, bo na terenie gospodarstwa drapieżników nie można po prostu odstrzelić.
Można użyć broni 100 metrów od domu, ale i to budzi kontrowersje, bowiem lisica jeszcze karmi młode. Zabicie jej byłoby równoznaczne ze skazaniem lisiąt na śmierć głodową. - Pojadę do tej rodziny i na miejscu zastanowimy się, jak rozwiązać problem - deklaruje Michalik.
Mariusz Stein, powiatowy lekarz weterynarii w Nowym Sączu rozumie obawy rodziny z Żeleźnikowej. Lisy są bowiem potencjalnymi nosicielami wścieklizny. To śmiertelna choroba. Jeśli pojawią się jej objawy, dla chorego nie ma ratunku. Szanse na przeżycie gwarantuje jedynie podanie szczepionki bezpośrednio po kontakcie z chorym zwierzęciem.
- Populacja lisów stale rośnie i coraz częściej osiedlają się w pobliżu ludzi - podkreśla Mariusz Stein. - W tym roku stwierdziliśmy już sześć przypadków wścieklizny u padłych drapieżników. Ostatni zdarzył się w Biegonicach, a więc niedaleko Żeleźnikowej.
Co roku sanepid szczepi dziesiątki osób, które miały kontakt z chorym zwierzęciem. Najczęściej dotyczy to psów, które zostały np. pokąsane przez wściekłe lisy i zachorowały na wściekliznę, a właściciel dotykał ich, zanim wystąpiły objawy choroby. - W 2010 roku takich przypadków było wyjątkowo dużo - przypomina Mariusz Stein. - W powiecie nowosądeckim zaszczepiono wówczas aż dwieście pięćdziesiąt osób.