Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie w podróży jest piękne

Lech Klimek
Lech Klimek
Aneta jest zawsze uśmiechnięta, bo odnalazła radość życia.
Aneta jest zawsze uśmiechnięta, bo odnalazła radość życia. archiwum prywatne
Aneta Rak wyrwała się z objęć korporacji, by spełnić swoje marzenia. Swobodnie żeglować po morzach i ocenach. Poznawać ludzi, ich życie i zwyczaje. Została też kapitanem jachtów.

Pierwszy raz od wielu lat udało mi się spędzić święta i Nowy Rok z najbliższymi, w Polsce - mówi z uśmiechem Aneta Rak, gorliczanka, której sposobem na życie są podróże. - Byliśmy razem w Gorlicach i w Kunkowej w pensjonacie mojej siostry. Zapomniałam już, jak cudowne mogą być mroźne poranki, gdy słońce odbija się od śniegowego puchu, a wokół tylko cisza. Prawie jak na morzu - dodaje rozmarzona.

Przygoda ciągle wzywa, kierunek Daleki Wschód

Zima w Polsce jest piękna, ale Aneta już poczuła zew morza i wyruszyła w kolejną część swojej wielkiej podróży. Właśnie jest w drodze do Singapuru, a stamtąd już morzem do Indonezji.

- Będę tam pływać przez najbliższe dwa miesiące - opowiada gorliczanka. - Choć tym razem chciałabym też sporo nurkować - dodaje.

Od kilku lat Aneta prowadzi życie, które dla większości z nas wydaje się czymś zupełnie niemożliwym. Jest w ciągłej podróży, która zaczęła się tak naprawdę zupełnie przypadkowo.

Aneta była pracownikiem korporacji, postanowiła zrobić sobie przerwę i wyruszyć na wyprawę życia.

Dookoła świata, jednak wcale nie w 80 dni

- Zwolniłam się z pracy i wyjechałam w roczną podróż, dookoła świata, tyle że z niej nigdy tak naprawdę nie wróciłam - opowiada. - Sprzedałam, co miałam i wyjechałam na początek do Indii, a potem dalej... ciągle na wschód.

W połowie tej wyprawy zdarzyło się coś, co teraz można nazwać kamieniem milowym na jej drodze.

- Daleko, bo na przepięknej malezyjskiej wyspie Langkawi postanowiłam spełnić moje marzenie, zostać żeglarzem - opowiada. - W zatoce przy marinie Telaga zamieszkałam więc na łodzi. Na katamaranie dokładnie.

Żeglarstwo zawsze było jej pasją, a wręcz niedościgłym marzeniem. Tyle że wyobrażenia o nim, to tylko wiedza z książek, które przeczytała.

- Umówiłam się z właścicielem jachtu, że nauczę się u niego żeglarstwa, a w zamian pomagam przy naprawie łodzi zarówno fizycznie, jak i merytorycznie - relacjonuje z uśmiechem. -W ramach zapłaty byłam tłumaczem pomiędzy hiszpańskojęzycznym właścicielem, a angielskojęzycznymi malezyjskimi mechanikami, którzy głównie i tak byli Chińczykami i tym językiem się porozumiewali - dopowiada rozbawiona.

Dla Anety praca w porcie była jednak mało atrakcyjna, chciała pływać, poczuć we włosach słony wiatr, prawdziwą wolność pod żaglami. Już była zdecydowana, by zejść z pokładu i szukać innego wyjścia, gdy zdarzył się wypadek, który wszystko zmienił.

- Na jednej z nocnych wacht kapitan zasnął i wpłynęliśmy na inny statek, poławiaczy kalmarów - relacjonuje. - Nasz katamaran uległ dość dużym zniszczeniom i zdesperowany właściciel zdecydował się go sprzedać. A ja? Hmmm... ja wylądowałam w Tajlandii, w stoczni, gdzie ten katamaran dostarczyliśmy. Miałam przysłowiowego dolara w kieszeni, plan, który wziął w łeb i nie miałam pomysłu, co robić dalej - mówi Aneta.

Jedna decyzja zmieniła wszystko

To było kilka lat temu. Wszyscy mówili jej, wróć, nawet jej własny zdrowy rozsądek. Jednak serce podpowiadało, coś innego.

- Nie poddałam się i nie żałuję. Wcześniej pracowałam w warszawskiej firmie na wysokim stanowisku, a tutaj nagle malowałam łódki w tajskiej stoczni wraz z birmańskimi uchodźcami, aby zarobić na miskę ryżu - opowiada z pasją w oczach. - Odkryłam swoją prawdziwą miłość i zaczęłam od zera - dodaje z dumą.

Z roku na rok podróże Anety przeniosły się z lądu na morskie bezkresy i stały się sposobem na życie. Zaakceptowała swoją kilkuletnią „bezdomność” i udowodniła sama sobie, że warto podążać własną ścieżką.

- Jak rzucić wszystko i wyjechać w siną dal? (śmiech) Recepty nie ma - mówi. - Każdy z nas ma nieco inne podejście do świata i siebie. Każdy ma inne marzenia, pasje i sposób podróżowania. Powiem tylko, że do odważnych świat należy - dodaje z przekonaniem.

Z pewnością przyda się otwartość na ludzi, wiara we własne możliwości i nieskrępowana ciekawość świata. Nie zawsze jest łatwo, czasami wręcz bardzo ciężko, ale wtedy trzeba pamiętać, że im trudniejszy cel, tym większa satysfakcja, gdy się go zdobędzie.

- Po kilku latach podróżowania dzisiaj jestem już kapitanem, mam za pasem ponad 50000 mil morskich zdobytych na wodach trzech oceanów i wiem, że było warto - stwierdza gorliczanka. - Nigdy bym nie odkryła, że mogę spełnić tak nierealne marzenie, gdybym wtedy, na samym początku posłuchała choćby mojego zdrowego rozsądku i się poddała - mówi.

Guletem do Australii jako pierwsza

Wśród żeglarzy, krąży opowieść, że baba na jachcie przynosi pecha. Aneta zadaje kłam takim obraźliwym przesądom. Jak mówi, ma tyle samo wyjść z portów co wejść, a sztormy i burze łagodnie traktują kierowane przez nią jednostki. Ma też na swoim koncie wyjątkowy i dziewiczy w sumie rejs.

- Dostałam zlecenie na dostarczenie łódki, choć to bardziej statek, z Malediwów do Australii - opowiada. - Załogę miałam iście międzynarodową, jak to na tamtych wodach, a dwumiesięczny projekt zamienił się w cztery miesiące pełne przygód - dodaje.

Na trasie było kilka przystanków w różnych portach, ale też spotkanie, na szczęście bez konsekwencji, z piratami. Załoga wyprawiła kapitanowi wspaniałe urodziny, a gdy przekraczano równik, nowicjusze doświadczyli rytuału inicjacji. Była też akcja ratunkowa, gdy odebrali sygnał SOS z indonezyjskiego statku. Koszmarna, sztormowa pogoda i wreszcie niesamowita radość, gdy dotarli o drugiej w nocy do portu w Cairns, w Australii.

- Powitano nas wspaniale, bo jak się okazało, wielokrotnie próbowano dostarczyć taki rodzaj łódki na te wody, ale nigdy nie zakończyło się to powodzeniem, łódki tonęły - mówi Aneta. - Zostałam więc oficjalnie okrzyknięta pierwszym kapitanem, który dotarł tureckim guletem do Australii - podkreśla z wielką dumą.

W ostatnim roku podróżowała głównie po Azji południowo-wschodniej i Australii. Poprzednie Święta i Nowy Rok spędziła na Bali u znajomych, w których domu zorganizowali polsko-serbsko-niemiecką wigilię z tradycyjnymi polskimi potrawami.

Wody południowo-wschodniej Azji to ulubione akweny Anety, bo jak podkreśla to piękne kraje, wspaniałe widoki i niezapomniane przygody.

- Miałam też okazję pływać na zimnych wodach, ale to tylko regaty w Finlandii i Fastnet Race z Anglii do Irlandii - relacjonuje. - Ale co tu kryć jestem ciepłolubna, jeśli chodzi o wodę, więc moim domem są ciepłe morza.

Wyrwać się z ciasnego kokonu

- Całe moje życie wyzwalałam się z kokonu, zrywałam lepkie nici i podążałam swoją ścieżką - podkreśla. - Nie było łatwo zmagać się z przeciwnościami losu, niezrozumieniem czy własnymi wątpliwościami. Teraz wiem, że rzeczy ważne to te, których nie można kupić za żadne pieniądze, a ludzkie wartości są bezcenne - dodaje.

Takie życie bardzo zmieniało Aneta. Można śmiało powiedzieć, że stała się zupełnie innym człowiekiem.

- Oduczyłam się pracoholizmu, myślenia o jutrze, zakupów, stresu, naiwności czy też jedzenia ciastek- opowiada radośnie. - Niestety nadal mimo wysiłków nie udało mi się oduczyć wpadania na dworzec, lotnisko, stację, przystanek w ostatnim, dosłownie ostatnim momencie...

Aneta z dumą podkreśla, że nauczyła się również wielu rzeczy, o których wcześniej nie miała nawet bladego pojęcia, jak choćby mówić dziękuję w dziewięciu językach, dogadywać się po singalesku, śpiewać bhutańskie karaoke czy patrzeć godzinami w księżyc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska