Największym osiągnięciem w ubiegłym roku był złoty medal gravelowych mistrzostw świata. To był dobry rok dla Katarzyny.
Tak, radosny, z jednym wyjątkiem – na mistrzostwach świata na szosie w Glasgow dopadła ją choroba. Była dobrze przygotowana i nie mogła wystartować. Ale gravelowe MŚ wynagrodziły jej niepowodzenie. Środek sezonu, np. Tour de France był udany, pokazała, że radzi sobie w wielkich górach.
Jazda na gravelu, to nowa odmiana kolarstwa.
Tak, na pierwszych MŚ córka nie startowała. Te były dla niej pierwszymi. Jako debiutantka spisała się świetnie, zwłaszcza, że była dobra obsada. Wygrała potem gravelowy wyścig w USA. Z wielką przewagą. 90 km uciekała na solo. Pasuje jej ta odmiana, wiele jeździła na rowerze górskim i po bezdrożach w naszej Ochotnicy.
Oglądał pan złoty występ córki?
Akurat byłem na rowerze górskim z ekipą. Dowiedziałem się o sukcesie na szczycie Turbacza, a później było świętowanie. A występ córki oglądałem na powtórce. Wygrana była w fajnym stylu, bez jakichś „skoków” odczepiła rywalki.
Z reguły celebruje pan oglądanie występów Katarzyny?
Staram się, oglądam na żywo, ale często też powtórki, do znudzenia.
Ten rok jest szczęśliwy, są igrzyska olimpijskie w Paryżu. Wybieracie się państwo rodzinnie?
Tak, mamy takie plany. To ciężki rok dla córki, ma wiele startów. Na pewno to dla niej najważniejsza impreza, są mistrzostwa świata, Tour de France, może Giro d’Italia. Dla niej będą to już trzecie igrzyska. Trzeba mieć szczęście, by wszystko potoczyło się, jak trzeba. Medal byłby zwieńczeniem jej kariery. Trzymamy kciuki.
Z córką widzi się pan zaledwie kilka dni w roku.
Tak, trzy razy w roku. Nie chcemy jej przeszkadzać, nawet jadąc na jej imprezy. Po sezonie zwykle jedzie do USA a na Święta przyjeżdża do nas do Ochotnicy.
Ma pan satysfakcję, że zaszczepił u córki kolarskiego bakcyla?
Nie byłem nigdy kolarzem zawodowym, ale jeździłem amatorsko. Kasia zaczynała mając 13 – 14 lat. Miała w ogóle predyspozycje do sportu, uczestniczyła w biegach przełajowych, bez konkretnych przygotowań osiągała sukcesy. Jak siadła na rower, to załapała bakcyla. Zorganizowaliśmy „czasówkę” z Ochotnicy Górnej na Przełęcz Knurowską. Dzieci miały do przejechania 10 km. Drugi raz siedziała na „kolarzówce” i zwyciężyła wśród dziewcząt i chłopców. Po tej „czasówce” trener Zbigniew Klęk zaproponował, żeby przyszła do Krakusa, na zgrupowanie. Po nim nie było już odwrotu, przykleiła się do roweru.
I przypuszczał pan, że tyle osiągnie?
Raczej nie, myślałem, że pobawi się, będąc juniorką.
Gdy podpisała zawodowy kontrakt z Rabobankiem, to wtedy już można było sądzić, że będzie kolarką z prawdziwego zdarzenia, że to będzie jej ścieżka.
Tak, była zaproszona na 6-etapowy wyścig do Holandii. Udało jej się wygrać i dlatego Rabobank był zainteresowany.
