Ma 350 lat i tak naprawdę niewielkie szanse, by ustać na ziemi najbliższą dekadę. Może to zalatuje czarnowidztwem, może w mieście są poważniejsze problemy, ale ktoś kiedyś powiedział: kto pamięta, ten buduje przyszłość. W Gorlicach można by z tym dyskutować.
Moralne zwycięstwo, ale bez nagrody
Leszek Wróbel, gorliczanin, szef zarządu osiedla Starówka, po tym jak ogłoszone zostały wyniki głosowania nad tegorocznym budżetem obywatelskim, zadzwonił do nas, mówiąc: - Czuję się moralnym zwycięzcą. I nic mi z tego, bo pieniądze za tym nie idą. Dobił nas internet - w głosie z trudem ukrywał rozgoryczenie.
Całe zamieszanie dotyczy najstarszej gorlickiej kapliczki przy ulicy Krętej. Tak, Szanowni Czytelnicy, dokładnie tej samej, która bez większego draśnięcia przetrwała dwie wojny, o zawieruchach ustrojowo-politycznych nie wspominając. Wygląda jednak na to, że dobije ją współczesność.
Idę z Wróblem na miejsce. Na ławeczce naprzeciwko kapliczki siedzi para nastolatków. Zajęci sobą, nie zwracają najmniejszej uwagi na bądź co bądź nieproszonych widzów romantycznego spotkania. - To magiczne miejsce, zawsze przyciągała zakochanych - mówi przewodnik.
Ze ścian kapliczki płatami schodzi biała, emulsyjna farba. Z lewej strony, tuż przy ścianie wykopana dziura. Przykryta kawałkiem blachy. - My ją wykopaliśmy, żeby sprawdzić, na jakim podłożu jest osadzona i jak głęboko sięgają fundamenty. Potrzebne nam to było do opracowania całej dokumentacji niezbędnej do remontu. Kapliczka ma 350 lat, ale nie jest wpisana do rejestru zabytków - twierdzi Wróbel.
Podczas gdy chodzimy wokół, z góry od strony miasta po schodach schodzi starsza kobieta. Na oko siedemdziesięciolatka. - Na jakieś stadiony i parkingi to pieniądze są, ale na kapliczkę to nie ma - mówi i z dezaprobatą macha ręką odchodząc.
Księżniczka, dworzanie i białe myszki
Z kapliczką z XVII w. związana jest klechda. - Wieść niesie, że pod tą kapliczką znajduje się zaklęty dwór w zaklętym księstwie z księżniczką i dwunastoma dworzanami w zamienionymi w białe myszki. Przynajmniej tak opowiadała Konstantemu Laskowskiemu emerytowana nauczycielka Teresa Garanówna 9 listopada 1933 roku - przytacza Andrzej Ćmiech, lokalny historyk.
Dworzanie strzegą 12 beczek dukatów. Kto zna tajemnicę słów zaklęcia i wypowie te słowa o północy, to cały dwór ożyje, a skarby będą podzielone pomiędzy księcia, księżniczkę i dworzan w połowie, a druga połowa przypadnie temu, kto te słowa wypowie - dodaje Ćmiech.
O tym, że skarby na pewno są pod kapliczką, potwierdził w sierpniu 1942 roku Józef Michał Przybyłowicz - gorlicki ślusarz, który opowiadał: koło starej kapliczki przy ulicy Krętej była skarpa - jest do dzisiaj - w której widoczna była dziura po brakującym kamieniu. Gdy dziurę zatykano kamieniem, to jakaś nieznana siła stale ten kamień wyrzucała.
- Starsi twierdzili, że dziura ta prowadziła do piwnic, gdzie były zawalone zaklęte skarby pilnowane przez rycerzy. Podobno można je było zobaczyć w niedzielę palmową, gdy u bramy kościelnej "przemawiał się" ksiądz z organistą o wpuszczenie wiernych do wnętrza kościoła. Tak twierdziła 2 stycznia 1944 r. 75-letnia wówczas Katarzyna z Wacławskich Laskosiowa - kończy Ćmiech.
Nasuwa się nieco humorystyczny komenatrz: tyle narzekania, że nie ma pieniędzy na to czy tamto, a tu bogactwa na wyciągnięcie ręki...
Fachowcy nie mają wątpliwości
Kapliczkę okiem fachowca archeologa obejrzał Eligiusz Dworaczyński z pracowni w Tarnowie. - Stan techniczny jest naprawdę zły, a kapliczka wymaga niezwłocznych prac konserwatorskich, bo destrukcja postępuje - mówi. - Jedyna taka w mieście, trzeba ją ratować - podkreśla.
Złudzeń nie pozostawia Janusz Rotko, architekt. - Ogólny stan techniczny obiektu wymaga podjęcia pilnych prac remontowo-renowacyjnych. Konstrukcja nośna budowli z kamieni rzecznych wykazuje w miejscu odkrywki ubytki i częściowe wypłukanie zaprawy wapiennej w wyniku destrukcyjnego działania wody deszczowej. Dodatkowym czynnikiem destrukcyjnym jest obciążenie boku kapliczki murem kamiennym od strony wschodniej - tłumaczy fachowo.
Po tym następuje cała lista mankamentów do usunięcia: konieczność wymiany skorodowanego pokrycia dachowego, osypujące się, zwietrzone tynki, skorodowana metalowa kapsuła w zwieńczeniu daszku, okapy nie spełniają swojej roli - nie chronią gzymsów i tynków. Wniosek architekta też nie zostawia suchej nitki. - Otoczenie kapliczki nie jest zagospodarowane w sposób godny najstarszego, oryginalnego zabytku w mieście - ocenia.
Wskazuje, że potrzebne jest zagospodarowanie wnęk, kapsuły, iluminacja, wyeksponowanie fragmentu starego muru obronnego miasta.
Papiery nikomu niepotrzebne?
Przenosimy się do biura zarządu. Na stole ląduje kilka teczek wypełnionych dokumentami. - Wszystko mamy przygotowane, całą dokumentację. Składamy wniosek o pozwolenie na budowę, z czym nie powinno być problemów - mówi.
Ma wszystko: program prac konserwatorskich, badania geologiczne, wykonana została także inwentaryzacja ze szczegółowym opisem technicznych, rysunkami i przekrojami. Wróbel ocenia, że dokumentacja to wartość około dziesięciu tysięcy złotych.
- My wszystko zrobiliśmy społecznie, to samo wszyscy specjaliści, którzy przygotowywali dokumentację - mówi z naciskiem. -
Jak pani nie wierzy, to proszę popatrzeć - pokazuje jedną z nich z wyraźną adnotacją: wykonano bezpłatnie.
O remont kapliczki w ramach budżetu obywatelskiego starali się przed rokiem. Mieli wówczas trzecie miejsce. W tym roku też stanęli do walki. Znowu się nie udało. Czwarta lokata i niewiele ponad trzysta głosów odebrało nadzieję. Dziwnym trafem kapliczka nie weszła w program rewitalizacji, choć znalazła się w nim sama ul. Kręta. Trudno się oprzeć wrażeniu, że wszyscy od tematu umywają ręce. Są wprawdzie jakieś obietnice, plany, ale na razie dosyć luźne.
- Niewykluczone, że remont kapliczki, podobnie jak kilka innych projektów proponowanych przez mieszkańców w ramach budżetu obywatelskiego znajdzie się w projekcie przyszłorocznego "zwykłego" budżetu. Przyczyna jest prozaiczna - wykonanie niektórych propozycji, nawet tych, które nie zwyciężyły w głosowaniu, wydaje się niezbędne. Trudno jednak w tej chwili przesądzać, które to będą projekty. Nie ma jeszcze przygotowanego projektu budżetu, pamiętajmy również, że uchwałę budżetową podejmują radni, a będą to radni przyszłej już kadencji - zapowiada Jakub Krzyszycha, rzecznik urzędu miejskiego.
Oby tylko nie stało się tak, że wysiłki społeczników pójdą na marne. Przecież teraz wszelka dokumentacja ma termin ważności. Po nim trzeba wszystko zaczynać od początku. Może wówczas zabraknąć dobrych dusz, które kolejny raz będą chciały zrobić to za darmo.