Załamana pani Katarzyna nie dowierza uzasadnieniu, mówiącym o przyczynach odebrania jej świadczeń: "W oparciu o obowiązujące przepisy ustalono, że nie jest Pani całkowicie niezdolna do pracy oraz nie jest Pani niezdolna do samodzielnej egzystencji". Renty nie dostała od stycznia. Trzy lata wcześniej pozbawiono jej świadczenia rodzinnego po zmarłym ojcu. - Czuję się jak cudownie uzdrowiona - mówi pani Katarzyna. - Lekarz orzecznik patrzy na mnie przez gąszcz przepisów, a nie wnika w to, jak faktycznie się czuję, pomijając mogą chorobę.
Kobieta ma niepełnosprawne kończyny. Chwilami trudno się jej w ogóle poruszać. Doznaje silnych, trwających godzinami skurczy mięśni. - Ból trudno wytrzymać - tłumaczy pani Katarzyna. - Przez ciągłe utykanie i skurcze ledwo czuję kręgosłup. Muszę się ciągle rehabilitować, brać kosztowne leki. Ale to przecież ZUS-u nie interesuje - dodaje kobieta.
Jest osobą inteligentną i ambitną. Zdecydowała się po szkole średniej na studia w Siedlcach. W 2003 roku ukończyła pedagogikę opiekuńczą, choć sama wymagała opieki. - Wybrałam najłatwiejszy dla mnie kierunek, bo tam był projekt integracyjny dla studentów, uczelnia była przystosowana dla niepełnosprawnych - tłumaczy pani Katarzyna. Fundacja Integracja pomogła jej znaleźć pracę w biurze w firmie w Warszawie. - Wytrzymałam dwa i pół roku. W okresie pracy już poszłam na zwolnienie, a potem sama się zwolniłam, żeby oszczędzić sobie upokorzenia - wyznaje Katarzyna Konar. - Przez ból robiłam coraz więcej błędów.
W szpitalu, do którego trafiła, lekarze postawili sprawę jasno. Stwierdzili, że w jej stanie zdrowia nie da się normalnie pracować. - Dostałam wręcz zakaz pracy. Wspaniały sen o samodzielności się skończył - stwierdza gorzko mieszkanka Marcinkowic. - Na komisji ZUS usłyszałam tymczasem, że są tacy, którzy pracują z długopisem w zębach na leżąco. Przeszłam przez wszystkie możliwe komisje ZUS z tym samym skutkiem. Chora, nie chora, mam znaleźć sobie pracę.
Od listopada Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Chełmcu przyznał Katarzynie Konar zasiłek w wysokości 529 zł. Mama, z którą mieszka, otrzymuje emeryturę poniżej tysiąca złotych. - Pozostał mi tylko sąd, by dochodzić świadczeń w ZUS. To także kosztuje, nie tylko zdrowie - wzdycha 37-latka. - Nigdy nie myślałam, że to może się tak skończyć. Mam swój honor, a zostałam zmuszona, żeby publicznie prosić życzliwych ludzi, by przekazali jeden procent ze swoich rozliczeń podatkowych i o wsparcie od firm - dodaje. - Udostępniliśmy Kasi naszą stronę internetową i subkonto, bo to osoba, która się nie poddaje. Z rzeczywistością chwyta się za bary - mówi prezes stowarzyszenia Sursum Corda Marcin Kałużny. - Pomagamy też pani z Gorlic, która mając bliźniaki walczyła z ZUS o rentę po zmarłym mężu. Ta historia skończyła się małym, ale happy endem. Dostała niewielkie świadczenie po decyzji prezesa ZUS. Być może dla Katarzyny nadejdzie lepszy czas.
Jerzy Jachnik prezes Stowarzyszenia Przeciw Bezprawiu z Bielska-Białej przyznaje, że coraz mniej osób wierzy w to, że z takich molochem jak ZUS można wygrać. - Ludzie chyba przywykli do tego, że ZUS jest nieomylny, ale przecież to nie jest prawda - mówi Jerzy Jachnik. Dodaje, że miał wiele spraw, w których racja ewidentnie była po stronie człowieka, a nie biurokratycznej machiny. - Przepisy są tak skonstruowane, by ustawić lekarzy w roli urzędników, wykonujących restrykcyjne prawo wobec chorych - mówi Jachnik. - Gra idzie po obu stronach o pieniądze.
Rozmowa z wicedyrektor ZUS w Nowym Sączu Agatą Michalik
Ludzie starają się czasem wielokrotnie o rentę. Czy ZUS ma roczną pulę pieniędzy na nie, której nie można przekroczyć?
Nie ma czegoś takiego. To nie NFZ. Kierujemy się oceną zdrowia ludzi. Przy ustalaniu uprawnień do renty i jej wysokości kierujemy się przepisami ustawowymi. Określają one, kogo uznać należy za niezdolnego do pracy. Wymagają one od starającego się o rentę posiadania stosownie do wieku, okresu składkowego. Dla lekarza orzecznika istotne jest też rokowanie odnośnie odzyskania zdolności do pracy.
Są wypadki, że lekarze orzecznicy ignorują istotne dane z dokumentacji medycznej pacjenta. Dlaczego?
Istotą decyzji lekarza orzecznika jest ustalenie stopnia naruszenia sprawności organizmu spowodowanego chorobą, wadą wrodzoną, urazem, bądź ich odległymi skutkami. Lekarz przekłada zmiany jakościowe, czyli diagnozę i wyniki badań, jakie chory przedstawia w ZUS na ocenę ilościową określającą stopień upośledzenia wydolności poszczególnych funkcji organizmu w odniesieniu do możliwości utrzymania się z pracy zarobkowej. Całą dokumentację medyczną ZUS zachowuje. Nasi lekarze mają pełny wgląd do historii choroby i kiedy osobę wzywa się do weryfikacji, posiłkuje się nią.
W obiegu jest pojęcie "cudownego uzdrowienia przez ZUS." Człowiek uznany przez specjalistów za niezdolnego do samodzielnego życia, według orzeczników ZUS może pracować.
Badanie lekarzy orzeczników ZUS w zasadzie nie odbiega od badania klinicznego. Orzecznik ocenia sprawność badanego. Jego skargi i zgłaszane dolegliwości podlegają ocenie tylko w takim stopniu, w jakim znajdują potwierdzenie w badaniu przedmiotowym, dokumentacji lekarskiej i wyniku badań pomocniczych.
Czy lekarze orzecznicy są poddawani naciskom, by ograniczać przyznawanie świadczeń w stopniu zależnym np. od kondycji finansowej ZUS, która jak wiadomo nie jest dobra.
Absolutnie takie formy nacisku w ZUS nie mają miejsca. Każda decyzja lekarza jest suwerenna. Chcę podkreślić, że można się od niej odwołać do komisji lekarskiej, a także do sądu.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+