Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

50 lat kapłaństwa. Fascynująca droga życiowa kard. Stanisława Dziwisza [ZDJĘCIA]

Marta Paluch
Kiedyś kopał piłkę z kolegami z seminarium. Dziś, wraz z nimi, współrządzi krakowskim Kościołem. Kard. Stanisław Dziwisz przez 50 lat kapłaństwa przeszedł długą drogę - od pracowitego, skromnego kleryka, przez młodego wikarego i kapelana bp. Karola Wojtyły po metropolitę.

Staś z Raby Wyżnej

Gdy przyjechał do krakowskiego seminarium duchownego w 1957 roku, wiedział co to znaczy życie w gromadzie. Stanisław Dziwisz był piątym z siódemki rodzeństwa, więc do towarzystwa był przyzwyczajony.

Jak wspominają koledzy, był ruchliwy. Lubił żarty, a na zabawach tańczył ze wszystkimi dziewczynami. Wcześnie stracił ojca - miał wtedy dziewięć lat. Stanisław Dziwisz senior był kolejarzem, zginął potrącony przez pociąg podczas zadymki śnieżnej, kiedy naprawiał kolejową trakcję.

Matka zmarła, gdy Stanisław Dziwisz był już dorosły. Na pogrzeb pojechali jego koledzy z rocznika w krakowskim seminarium. Z kilkoma, m.in. z Tadeuszem Rakoczym, zżył się mocno już wtedy. Wielu z nich pochodziło z małych górskich miejscowości. Grywali często w piłkę nożną i siatkówkę. Kleryk Dziwisz lubił obie dyscypliny.

- W siatkę był bardzo dobry. Nie jest wysoki, ale miał dryg i umiał machać rękami - mówi jego kolega z roku, ks. Janusz Bielański. Takie umiejętności bardzo cenił sobie ówczesny rektor seminarium, ks. Eugeniusz Florkowski. Dowodził, że skoro ksiądz jest wysportowany, to z młodzieżą za piłką pobiega i znajdzie u niej posłuch.

Nie mylił się. Gdy świeżo upieczony ksiądz Dziwisz trafił na parafię do Makowa Podhalańskiego, szybko dogadał się z młodzieżą. Brał młodych parafian na wycieczki do Krakowa, do nowohuckiej Mogiły. - Proboszcz też go lubił, bo on zawsze był delikatny, grzeczny, nie żaden harpagan - kontynuuje ks. Bielański.

Potem to ten właśnie proboszcz poleci Dziwisza arcybiskupowi Karolowi Wojtyle. I kariera młodego księdza ruszy z kopyta.
Z Karolem Wojtyłą przeżyli razem aż 39 lat, niemal bez przerwy, bo ks Dziwisz rzadko korzystał z urlopów. Po prostu niechętnie opuszczał swojego szefa.

Ksiądz Dziwisz z Krakowa

Był rok 1966. Karol Wojtyła - ten sam, który uczył Stanisława w seminarium i ten, który udzielał mu kapłańskich święceń, wziął go ze sobą na biskupstwo w Krakowie, na kapelana i sekretarza, czyli faktycznie najbliższą osobę. Przez 12 lat młody ksiądz uczył się przy nim wszystkiego - od tego jak się zarządza diecezją po to, jak zarządzać kalendarzem metropolity.

- Zadowolony był z tej pracy. Abp Wojtyła już wtedy był dla nas wielkim autorytetem, Stasiu był nim zafascynowany - opowiada ks. prof. Jan Dyduch, były rektor PAT, przyjaciel kard. Dziwisza z seminarium. - Musiał się wiele rzeczy nauczyć, ale że był inteligentny, uczył się szybko - dodaje ks. Dyduch.

Ks. Dziwisz pełnił też inne funkcje w kurii. Był sekretarzem w Komisji Liturgicznej i rady kapłańskiej, uczestniczył w Duszpasterskim Synodzie Archidiecezji Krakowskiej (1972-79).

Nie miał już wtedy dużo czasu, ale gdy tylko była wolna chwila, jeździli w Beskid, Tatry, Gorce z kolegami z roku - księżmi Janem Zającem, Tadeuszem Rakoczym (dziś obaj są biskupami), ks. Dyduchem. Jeździli tak przez dwanaście lat - aż przyszedł rok 1978. Nikt się wtedy nie spodziewał trzęsienia ziemi, które nastąpiło.

Stasiu, co to będzie z nami?

16 października 1978 roku ksiądz Dziwisz dzwoni do kolegi i opowiada: "Wyobraź sobie, przyszedł do mnie Ojciec Święty i mówi: Stasiu, co to będzie z nami? Zobacz, zostałem papieżem! I obaj się rozpłakaliśmy ze szczęścia. Powiedział mi jeszcze: Stasiu, będziesz ze mną na zawsze.

Po wyborze Jana Pawła II ks. Dziwisz był przy nim podczas niemal wszystkich pielgrzymek, podczas niezliczonych watykańskich spotkań urzędowych, których nowy papież serdecznie nie cierpiał. To ks. Dziwisz, ze swoim kalendarzem, zegarkiem i notesem pilnował, żeby się nigdzie nie spóźniali. Bo Jan Paweł II lubił sobie porozmawiać z ludźmi i czasu nie liczył.

- Ks. Dziwisz przeszedł wtedy błyskawiczny kurs włoskiego, a nie znał tego języka. A jego przewodnikiem po świecie dyplomacji stał się kard. Andrzej Deskur, wówczas bardzo znaczący watykańczyk - mówi ks. Bielański.

Młody ksiądz bardzo szybko zorientował się, kto jest kim w Watykanie. Stał się najważniejszą osobą po papieżu - to on decydował, kogo i kiedy przyjmie Jan Paweł II. Nie rzucał się w oczy, ale i tak wszyscy wiedzieli, kto rządzi w papieskich apartamentach.
Czasem robił kolegom kawały. - Ma swoiste poczucie humoru, którego może nie zrozumieć ktoś z zewnątrz - opowiadał bp Jan Zając, przyjaciel kardynała i kolega z roku. Potrafił np. z kamienną twarzą odmówić komuś widzenia z papieżem, by potem wszystko pozytywnie załatwić.

Pierwsza próba przyszła 13 maja 1981 r. podczas zamachu . Do dziś kardynał nie lubi opowiadać o tamtych chwilach, nawet kolegom. - Niedługo po tym przyjechaliśmy do niego. Pytaliśmy, a on miał łzy w oczach i nic nie mówił. Strasznie go bolało, że ktoś mógł strzelać do Jana Pawła II - mówi ks. Bielański.

Druga próba przyszła w kwietniu 2005 r. Tuż przed śmiercią Jana Pawła II abp Dziwisz wprowadził do papieskich apartamentów swoich przyjaciół - byli tam bp Zając, ks. Dyduch i ks. Bielański.
- Mówił, żebyśmy klęknęli w korytarzu i popatrzyli do pokoju, gdzie on umierał - nie można było już tam wejść - wspomina ks. Belański.

Po śmierci papieża abp Dziwisz pojechał z przyjaciółmi do Domu Polskiego na Via Casia. - Całą noc modliliśmy się i płakaliśmy - wspomina ks. Bielański.

Gospodarz na Franciszkańskiej

Wszyscy myśleli, że po śmierci Jana Pawła II abp Dziwisz zostanie w Rzymie i będzie wysokim urzędnikiem watykańskim, np. sekretarzem stanu. Stało się inaczej - papież zdecydował o jego powrocie do Krakowa.

Gdy 27 sierpnia 2005 roku obejmował rządy w Archidiecezji Krakowskiej, wielu obawiało się nowych porządków. Tymczasem on rewolucji robić nie zamierzał. W kurii nie wymienił nikogo. Tylko kapelana sobie dobrał nowego - ks. Dariusza Rasia - młodego, ambitnego, z dziennikarskim doświadczeniem. Wiadomo już było, że nie będzie rządzić twardą ręką - co nie znaczy, że jego rządy nie będą stanowcze.

Na początku wydawało się, że współpraca z władzami miasta będzie trudna. Już przy ingresie arcybiskupa w Krakowie doszło do zgrzytu - połowa płyty Rynku była w remoncie. Jednak potem zaczęło się układać i kardynał zaczął współpracować z miastem przy dziele, które stało się jego oczkiem w głowie - Centrum im. Jana Pawła II w Łagiewnikach.
Potrafił zaskoczyć nowoczesnym podejściem. Odmłodził diecezję, obniżając emerytalny wiek księży, co niektórzy z nich mieli mu za złe.

Zaskakiwał kontrowersyjnymi decyzjami - po tym jak zgodził się na pochówek Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu, co wieczór słyszał krzyki protestujących pod oknem.

Niemniej jednak, wierni doceniają jego rządy. Na 50.rocznicy jego święceń kapłańskich spodziewane są tłumy krakowian.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska