A tu na przekór wszystkiemu obok mnie usiadła para studentów, przede mną grupa chłopaków, którzy najwyraźniej urwali się z lekcji, a tuż za mną wielbiciele kina niewiele starsi od nich. O wieku szacownej imprezy przypomniał mi dopiero jej szef Krzysztof Gierat, otwierając ją wczoraj uroczyście, acz niekonwencjonalnie.
Bowiem na początek wbrew przyjętej tradycji wyświetlono jeden z konkursowych filmów "Dwa Rembrandty w ogrodzie". To komedia sensacyjna w reżyserii Jerzego Śladkowskiego, opowiadajaca o perypetiach wnuków ocalałych z II wojny światowej Żydów, którzy przyjeżdżają do Łodzi w poszukiwaniu kosztowności podobno zakopanych przez ich dziadka tuż przed ucieczką.
Obecnie rodzinna kamienica jest budynkiem wojskowym. Wydaje się, że bohaterowie w poszukiwaniu rodzinnego skarbu będą musieli stawić czoła polskiej armii… Polecam ten rzeczywiście świetny film. Można go będzie obejrzeć po raz drugi w środę o godz. 11, w kinie Mikro.
O jubileuszu festiwalu przypomniała mi jeszcze jedna rzecz, a konkretnie wydawnictwo, jakie ukazało się z okazji półwiecza imprezy. Jej twórcy, jurorzy i obserwatorzy wspominają wszystkie jej dekady. Nieżyjący już krytyk Władysław Cybulski cofnął się do początków filmowego konkursu, który był wówczas niezwykłą atrakcją dla mieszkańców Krakowa.
A i dla samych filmowców, którzy mogli się tu spotykać i godzinami prowadzić długie twórców rozmowy. Pod warunkiem oczywiście, że nie był to początek lat 90., kiedy festiwal - jak przypomina Maria Malatyńska - dopadł kryzys finansowy, a reżyserzy ze swoimi krótkimi metrażami mogli proporcjonalnie krótko cieszyć się swoim świętem, bo przysługiwała im tylko jedna doba hotelowa.
Na kartach publikacji znalazło się wiele bardzo osobistych opowieści na temat festiwalu, które niekoniecznie świadczą o powadze 50-latka. Już Władysław Cybulski wspomniał sympatyczne festiwalowe bankiety, podczas których "przy pasztecie z sarny i kieliszku tequili można było odnowić dawne znajomości i nawiązać nowe, pogadać, podyskutować, zaprzyjaźnić się". Albo - jak donosi Jerzy Armata - całkiem dobrze się bawić. Zdarzało się to na przykład tłumaczom, którzy na żywo przekładali dialogi filmowe.
- Było to w czasach, kiedy to w kabinach translatorskich tętniło prawdziwe festiwalowe życie. Z rosyjskiej zawsze dochodziły znakomite zapachy, gdyż rezydujący w niej tłumacz preferował gorące posiłki, które pichcił sobie na turystycznej kuchence. Krzysztof Błoński, znakomity tłumacz z języka francuskiego, raczej preferował napoje.
Nieraz dało się w słyszeć w słuchawkach widzów oglądających film - Krzysztof często zapominał wyłączyć mikrofon, gdy nie tłumaczył - trzask strzelających szampanów… Raz nawet doszło do transmisji tą drogą na kinową salę dość ognistej imprezy, podczas której jeden z tłumaczy usiłował wejść do kabiny przez okno, nie zauważając, że jest w nim szyba - pisze Armata.
Ale Krakowski Festiwal Filmowy to przede wszystkim świetne filmy i to zarówno te dokumentalne, krótkometrażowe, jak i animowane. Dlatego nie bacząc na swój ani festiwalu wiek oglądajcie je, oglądajcie i oglądajcie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?