https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Adolek przeżył Auschwitz i zatańczył przed krematorium WIDEO

Maciej Kałach, Matylda Witkowska
Jane Korman wraz z ojcem Adamem Kohnem i dziećmi  zatańczyła przed słynną bramą w Auschwitz
Jane Korman wraz z ojcem Adamem Kohnem i dziećmi zatańczyła przed słynną bramą w Auschwitz Fot. Archiwum
89-letni Adolek Kohn stał się światowym bohaterem portalu You Tube. W nakręconym przez jego córkę teledysku tańczy przed Auschwitz w rytm przeboju "I will survive"

Na tle bydlęcych wagonów ze stacji Radegast, bramy z Auschwitz i krematorium w Dachau tańczy pięciu aktorów. Widać, że nie robią tego zawodowo. Starszemu panu mylą się kroki, ale młodzi pocieszająco klepią go po plecach. W tle leci dyskotekowy szlagier "I will survive". Od kilku miesięcy nie ma w sieci popularniejszego i bardziej kontrowersyjnego filmui. Kilka wersji ponad 4-minutowego klipu obejrzało już prawie milion internautów. Gazety na całym świecie pytają, czy ktokolwiek ma prawo tańczyć w Auschwitz.

Kto się ośmielił?
Do piosenki Glorii Gaynor sprzed ponad 30 lat tańczy otoczony młodymi ludźmi Adam Kohn, zwany przez bliskich Adolkiem. To on w scenie przy piecu krematorium ubrany w koszulkę z napisem "survivor" (ocalony) z uśmiechem układa palce w literę V, symbol triumfu. Ma do tego prawo. 89-letni dziś Adolek przeżył łódzkie getto i Auschwitz.

Do występów namówiła go córka, Jane Korman, performerka z Australii. Jej pomysł miał premierę w grudniu 2009 roku, ale emocje wzbudził dopiero teraz, gdy artystka wrzuciła go na You Tube. Tam od razu wywołał skrajne emocje - performerce w rodzimym kraju zarzucano nawet kalanie pamięci pomordowanych, a muzealnicy odmawiali prezentowania dzieła.

W internecie też pojawiły się skrajne opinie. "Jedź do strefy Gazy i tam zatańcz to samo" - napisał po angielsku w komentarzu pod nagraniem jeden z internautów. Jednak zdecydowanie częściej można przeczytać zupełnie inne opinie: to "wzruszające", "niezapomniane" i "świadczące o sile życia"...
Sama Korman od pierwszej projekcji wyjaśnia, że film to wyraz radości z faktu uratowania ojca z Holocaustu i przyjścia na świat kolejnych pokoleń Żydów. Dlatego zatańczyła wraz z ojcem i swoimi dziećmi. - Chciałam też namówić mamę, ale dla niej wspomnienia z czasów wojny były zbyt bolesne - mówi Jane.

Adolek Kohn urodził się w 1921 roku w Praszce, w bogatej rodzinie. Jednak gdy miał sześć lat ojciec zmarł, a mama straciła majątek w nieudanej transakcji. On sam został wysłany do mieszkającej w Łodzi rodziny wuja.
Był dobrym uczniem, więc wujkowie wysłali go do najlepszego w Łodzi gimnazjum im. Kopernika.
Do kina z żółtą łatą
Dobre czasy skończyły się wraz z wybuchem wojny, kiedy musiał chodzić po ulicy z gwiazdą Dawida. - Miałem 20 lat, chciałem się bawić, a nie chodzić po mieście z żółtą łatą - wspomina Adolek. - W 1940 roku rodzina pana Adama musiała przeprowadzić się na ul. Wrocławską do getta. Tygodniowa racja żywieniowa starczała na dwa dni. Dostawali bochenek chleba na tydzień i miskę zupy, a w kolejce śpiewali piosenki do "pani Wydzielaczki", by dała trochę więcej. Widział, jak podczas szpery Niemcy zabierają jego ciotkę i wujka, ale on sam przetrwał do 1944 roku, choć jego rodzinę wywieźli wcześniej. Potem sam trafił do Auschwitz. Znów miał szczęście: jako zdolny do pracy został odesłany do Czech, gdzie pracował w fabryce części do samolotów.

Powrót po latach
Po wyzwoleniu ruszył do Łodzi, po drodze poznał swoją przyszłą żonę, o trzy lata młodszą Marysię. Przed wojną mieszkała w Zgierzu, gdzie skończyła gimnazjum Staszica. Wzięli ślub i postanowili wyjechać z Polski.

- Chcieliśmy uciec jak najdalej od tej krwi, łez i wspomnień - mówi pani Maria. Początkowo chcieli pojechać do Izraela, ale im się nie udało, więc przez Monachium trafili do Australii. Tam wiedli spokojne życie, doczekali się dwóch córek, sześciorga wnucząt i trójki prawnucząt.

W czerwcu ubiegłego roku wraz z córką i wnukami zapakował się do samolotu, by pokazać im miejsca ze swojej młodości. Wspólnie zwiedzili teren getta, cmentarz żydowski i stację Radegast. - Gdyby ktoś w czasie wojny powiedział mi, że po ponad 60 latach wrócę tu z wnukami, nie uwierzyłbym - mówi Kohn.

Pobyt w Polsce obudził wspomnienia. - Tata bał się wejść do domu, w którym mieszkał przed wojną, widać było, że bał się wspomnień - opowiada Jane. - Nie chciał też założyć do filmu gwiazd Dawida. To było dla niego zbyt bolesne - opowiada Jane. Odkąd teledysk bije rekordy popularności, Adam Kohn udzie-la wywiadów dla gazet i telewizji z całego świata.

Gdyby ktoś w czasie wojny powiedział, że tu wrócę, nie uwierzyłbym

- Nie chcielibyśmy oceniać filmu, który był prywatną i niekomercyjną inicjatywą byłego więźnia i jego rodziny - mówi Paweł Sawicki z biura prasowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Choć jego zdaniem niekonwencjonalny film z udziałem ocalałego mógł sprowokować wiele osób do głębszej refleksji na temat historii Auschwitz i Holokaustu. - Niezależnie od niewątpliwie szlachetnych pobudek autorów oraz pozytywnego przesłania, w naszym przekonaniu Miejsce Pamięci nie powinno być wykorzystywane jedynie jako tło do projektów artystycznych - dodaje Sawicki.

- Słyszałem o tym filmie. Mi się to nie podoba - ocenia Szewach Weiss, profesor i były ambasador Izraela w Polsce. - Osobiście czuję się z tym źle, bo są miejsca na świecie, w których nie powinno się tańczyć. Nie krytykuję tego, co zrobił ten człowiek, bo każdy ma prawo do wyrażania swoich emocji i uczuć, a zwłaszcza ten, któremu udało się przeżyć Oświęcim. Nie podoba mi się jednak ta filozofia zwycięstwa. Myśmy tam nic nie wygrali. Hitler chciał wyciąć wszystkich Żydów do ostatniej nogi i gdyby nie koniec wojny, pewnie żaden by nie został w Europie. Nie ma w tym zwycięstwa - dodaje Weiss. - Kohn mówi, że gdyby ktoś mu powiedział 62 lata temu, że przyjedzie do Auschwitz ze swoimi wnukami, nie uwierzyłby. - To piękna puenta. Ale można tak powiedzieć, nie trzeba od razu tańczyć - komentuje słowa Kohna Szewach Weiss.

Komentarze 9

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

M
ManHattan
Piewców tego "dzieła" odsyłam do pojęcia "dance macabre". Nie uważam,żeby to był właściwy sposób wyrażania radości życia dla tych, co przetrwali. Tym bardziej, że ci, któtzy nie przetrwali siłą rzeczy nie moga się wypowiedzieć. Więcej szacunku dla nich, poproszę!
S
Sztygarr
Jak dla mnie jest to piękne i wzruszające, mówi wyraźnie: "Cieszę się że żyję, cieszcie się ze mną!"
Zamiast cieszyć się z tymi którzy przetrwali, to większą uwagę zwraca się tym którzy juz nie żyją. Owszem to bardzo smutne że odeszli z tego świata w tak tragiczny sposób, ale nauczmy się szanować chwile jakie nam pozostały z tymi którzy są wśród nas, a nie przypominać sobie o nich gdy od nas odejdą...
j
ja
związane z wiekiem i przebytą traumą,szkoda że wcinają się w to wnuki
j
ja
związane z wiekiem i przebytą traumą,szkoda że wcinają się w to wnuki
j
ja
związane z wiekiem i przebytą traumą,szkoda że wcinają się w to wnuki
M
ManHattan
Brakuje mi słów..... Mam nadzieję, że ci młodzi ludzie już nigdy więcej nie zostaną wpuszczeni do Polski. Postępowanie powinno być wszczęte z urzędu. Przerażające.
G
Gość
Ten "facet" jest dla mnie Bohaterem, dlaczego? Większość ludzi zatańczyłaby, gdyby umieli, gdyby nie powikłania poobozowe, czy starość. Dlaczego? Na przekór śmierci i nazistom, którzy jeszcze żyją i podobnie jak ich Ofiary, są schorowani. To może być "zabawne", ale szperając w internecie, nawinęli mi się "nazistowscy oprawcy" pochodzący z NSDAP, czy SA, albo SS i innych organizacji. Często w ich biografiach, czyli niektórych przywódców pojawia się informacja: " Zchorowany nie mógł uczestniczyć w rozprawie sądowej, zmarł w ( przypuśćmy ) 1946 lub 1954, czy 1967 roku. A ten facet, mimo "piekła", przeżył.
G
Gość
Nie jestem zbulwersowany odczuciem Osoby, która przeżyła "piekło na ziemi". Kiedykolwiek przejeżdżam obok "Fabryki Śmierci", bo zawsze mylę szlaki turystyczne, mimo, że wcześniej spoglądam na mapę, zawsze mnie "ogarnia niedowiara". Pozostałość "czegoś czego nigdy nie powinno być". Budzi we mnie uczucia nie "mieszczące się w głowie". Może dlatego, że mam wyobraźnię......, może dlatego, że za "moich czasów" nie było tego, czy tamtego i internetu. Ludzie oburzają się pod "wpływem rzeszy opinii", które na ogół są wyrażane ogólnie, nie subiektywnie. Subiektywne opinie są negowane, jako "odmienne" i "nienormalne", dlatego, że pochodzą od ludzi z wyobraźnią i od ludzi oczytanych, czego w większości społeczeństwu bardzo i to bardzo brakuje.
k
krys
A mnie sie podoba. Sa nacje, ktore o wiele bardziej ciesza sie zyciem niz my, Polacy. I te radosc wyrazaja spiewem i tancem. A to jest wzruszajace, ze po tylu latach ten staruszek przybywa na miejsce , w ktorym powinien zginac, z wlasnymi dziecmi. I cieszy sie!! I ma 89 lat. Piekne.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska