Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Advocatus Diaboli. Szczęście na łące sąsiada

Jerzy Surdykowski
Najlepiej sprzedaje się powabna złuda. Jak powiedzieć ludziom, że szczęście nie jest stanem możliwym do osiągnięcia, bo kiedy posiądziesz wiele, zawsze ktoś inny będzie miał więcej? Jeśli nawet zatracisz się w najbardziej rozkosznej miłości, to rano będzie z tobą tylko marzenie o samotności i spokoju.

Odmiennie radzą sobie różne kraje z kalendarzem, który w tym roku przyniósł tygodniową majówkę. W USA na przykład większość świąt państwowych jest trwale powiązana z końcem tygodnia i wiadomo, że w ciągu roku zdarzy się parę weekendów trzydniowych. Gdzie indziej możliwe są jednak zbiegi okoliczności, jak nasz tegoroczny początek maja. Ale czy szczęśliwe? Jedni z ulgą wrócili do roboty, inni marzą by nieróbstwo trwało wiecznie. A jeszcze do tego utyskiwania ile to miliardów utraciliśmy. Ileż więcej samochodów albo odkurzaczy da się zmontować, ile asfaltu wymieszać, a może nawet zdążylibyśmy przed "euro" z tymi nieszczęsnymi autostradami?

Może i prawda, ale by praca przyniosła pożytek, musi być dobrze zorganizowana i skierowana ku sensownemu celowi. Nie da się mierzyć strat i zysków liczbą przepracowanych albo przeleniuchowanych godzin. Samochody i odkurzacze należy komuś sprzedać, asfalt powinien być potrzebny, a nie wrzucony na bok, do zakończenia autostrad też trzeba czegoś więcej niż tylko ruchu na budowie.

W dodatku wolni od pracy ludzie zwykle gdzieś jadą, przygotowują grilla z piwem, wydają pieniądze, pozwalają więc zarobić biznesowi, co też zwiększa dochód narodowy. Więc jak jest? Może lepiej leżeć do góry brzuchem, niż harować w pocie czoła? Co nas faktycznie uszczęśliwia: praca czy nieróbstwo?

To prawda, że pracując marzymy o odpoczynku, ale gdy tylko odetchniemy, już staramy się znaleźć zajęcie. Czym jest zadowolenie, a nawet szczęście? Pożądanym stanem, który można osiągnąć, a nawet w nim się umościć? Czy tylko ulotnym mirażem, za którym bezustannie gonimy, bez szans by posiąść go w pełni? Przecież wszyscy pragniemy być szczęśliwi i życzymy szczęścia swym bliskim, ale wciąż czegoś brakuje. Jedni uważają, że pieniędzy, inni że miłości, jeszcze inni, że wolnego czasu. Biedak, który znajdzie porzucony portfel, na pewno poczuje się uszczęśliwiony, ale wkrótce okaże się, że gdyby portfel był pełniejszy to szczęście okazałoby się prawdziwsze. Jeśli za znalezioną kasę po prostu się obeżre, to czeka go niestrawność, jeśli opije - to kac.

Gdybym nagle awansował albo mój biznes niespodziewanie przyniósł krocie, nie posiadałbym się ze szczęścia, ale wkrótce zrozumiałbym, że zakupiony samochód mógłby być lepszy, dom większy, a najlepiej gdybym kupił helikopter, ale na to - nawet uszczęśliwionego - mnie nie stać. Jeśli pokocha mnie modelka z "Playboya", to pewnie okaże się kłótliwą jędzą i zatęsknię do swojej ślubnej, choć nie tak kształtnej połówki. I tak dalej, i tak dalej…

Więc skoro trudno osiągnąć i utrzymać szczęście, to dlaczego wciąż do szczęścia wzdychamy, wciąż mamy nadzieję że jest w zasięgu ręki; dlaczego takim powodzeniem cieszą się poradniki z receptami na szczęśliwość finansową, miłosną i wszelką inną? Z prostego powodu: najlepiej sprzedaje się powabna złuda. Jak powiedzieć ludziom, że szczęście nie jest stanem możliwym do osiągnięcia, bo kiedy posiądziesz wiele, zawsze ktoś inny będzie miał więcej? Jeśli nawet zatracisz się w najbardziej rozkosznej miłości, to rano będzie z tobą tylko marzenie o samotności i spokoju.

Pracującemu potrzebna jest nadzieja odpoczynku, odpoczywającemu - obietnica sensownej pracy. Stara śpiewka powiada, że chodzi o to, aby gonić króliczka, a nie o to, by go złapać. Amerykanie mają tu inne celne powiedzenie: "Najzieleńsza trawa jest na łące sąsiada". Jeśli istnieje recepta na szczęście, to tylko przez rezygnację z nieosiągalnego i pogodzenie się z tą zwyczajną i w końcu dość umiarkowaną nieszczęśliwością ludzkiego losu. Jeśli nie cierpię zbyt wiele, jeśli trud istnienia nie jest ponad moje wątłe siły, to już powinienem być zadowolony. Trawa na łące sąsiada rzeczywiście wydaje się najzieleńsza z możliwych, ale wiem, że gdybym się tam nareszcie znalazł, to kusząca barwa zszarzeje. Jedynie głęboka wiara albo wielka mądrość pozwalają tak patrzeć na świat. Dlatego ludzie wciąż wierzą, że szczęście jest możliwe do złapania i wyciśnięcia jak przysłowiowa cytryna, a rekomendowany w telewizji poradnik nareszcie zawiera niezawodną receptę uszczęśliwiającą.

Jeśli niedosyt uszczęśliwienia ostatnią majówką da nam trochę więcej łagodnej mądrości, to znaczy że była ona potrzebna i warta wszelkich strat. Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter, wydał ostatnio powieści "S.O.S." i "Paradygmat" oraz tom esejów "Wołanie o sens".

Jerzy Surdykowski felietonista "GK"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska