- Ten punkt trzeba szanować, bo przegrywaliśmy 0:1, ale jest też również uczucie niedosytu, bo prowadziliśmy grę i mogliśmy wygrać – mówi Alan Uryga. - W końcówce mieliśmy oczywiście trochę szczęścia, bo Sebastian Mila trafił w słupek, ale w pierwszej połowie strzał Semira Stilicia, również w słupek, był jeszcze groźniejszy. Mimo wszystko mogło być lepiej.
W pierwszej połowie Śląsk nas nie stłamsił. Utrzymywaliśmy się dłużej przy piłce. O tym, że przegrywaliśmy przesądził jeden błąd indywidualny Donalda. Wiedzieliśmy, że przy tej przemeblowanej obronie, może być różnie. Później postawiliśmy już wszystko na jedną kartę i ruszyliśmy do przodu. Przynajmniej zremisowaliśmy.
Ja w środku pola miałem wsparcie od Rafała Boguskiego. Z nim jest tak, że fajnie można się uzupełniać. „Boguś” jest taki, że dużo biega, dużo walczy. Nie trzeba się martwić tym, że mnie nie zaasekuruje, że zrobi się dziura. Dobrze mi się z nim gra.
Jeśli chodzi o sędziowanie, to moja ocena nie jest zbyt pozytywna. Nie wypada mi jednak oceniać tego szczegółowo. Od tego są trener i starsi zawodnicy. Wspomnę może tylko tyle, że parę razy sędzia mógł puścić grę, skorzystać z przywileju korzyści. Parę fauli też było odgwizdanych na wyrost.
Alan Uryga: Punkt trzeba szanować, ale niedosyt też jest
(bk)

Pomocnik Wisły Kraków, Alan Uryga spokojnie oceniał mecz ze Śląskiem Wrocław. Piłkarz „Białej Gwiazdy” przyznał, że ma niedosyt, bo tylko jeden punkt pozostał przy ul. Reymonta.