Anna DeBin po przyjeździe z East Farmingdale na Long Island, gdzie mieszkała, jak co dzień rano zjawiła się w dziale prawnym firmy Cantor Fitzgerald na 103. piętrze wieży północnej WTC, gdzie pracowała jako sekretarka.
W tym czasie jej siostra Joanna, pracująca także w biurze, ale w innej firmie i w innym miejscu, usiadła przy komputerze z zamiarem napisania do niej e-maila.
Często kontaktowały się w ten sposób. Nagle Joannę zawołano do sali konferencyjnej. Zobaczyła dramatyczne sceny z WTC, w tym zawalenie się obu wież. Była wstrząśnięta, zszokowana. - Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Moja siostra umierała, a ja nie mogłam jej pomóc - wspominała.
***
Już jako nastolatka Anna uchodziła za dziewczynę bardzo lubianą, mającą wielu znajomych. Emanowały od niej ciepło i radość. Na Greenpoincie - polskiej dzielnicy w Nowym Jorku - brylowała w towarzystwie. Nie lubiła siedzieć w domu, wolała gdzieś wyjść, spotkać się z przyjaciółmi.
Chętnie doradzała innym w trudnych, życiowych sprawach, nic więc dziwnego, że rodzina nazywała ją „psychiatra”.
W Nowym Jorku brakowało jej polskiej przyrody. Gdy żyła w Polsce, w wakacje jeździła do swej babci, która mieszkała na wsi w północno-wschodniej części kraju. Jeziora, pola ze zbożem, konie, świnie, owce, gęsi...
Lubiła naturę i zwierzęta.
Za oceanem chętnie spacerowała po lesie. Zabierała tam swego syna Timothy’ego Josepha. Lubiła też wspinaczki górskie i wizyty na farmach, gdzie można było zobaczyć zwierzęta. Wokół domu miała budki dla ptaków zbudowane przez jej męża, które dekorowała barwnymi motywami.
***
Początkowo Anna nie umiała gotować. Postanowiła jednak, że się nauczy. I uczyła, z książką kucharską w ręce. W końcu dopięła swego. Gościom mogła zaserwować obiad w polskim stylu - zupę pomidorową oraz tłuczone ziemniaki i sztukę mięsa albo pierogi.
- Anna była niesamowicie oddana życiu rodzinnemu i głęboko zaangażowana w wychowywanie naszego syna. Poświęciła cały swój czas i wysiłek, aby stworzyć spokojne, ciepłe, rodzinne środowisko. Kochała życie. Przygotowywała rodzinne uroczystości, organizowała przyjęcia dla naszego syna i letnie spotkania przy basenie dla naszych przyjaciół - wspominał jej mąż George.
Wtedy, w 2001 roku, chciała w swoim domu przygotować obiad z okazji Święta Dziękczynienia, obchodzonego w USA zawsze w czwarty czwartek listopada. Niestety, zginęła w drugi wtorek września...
Jej rodzina postanowiła, że tego roku nie urządzi świątecznego spotkania.
***
- Odeszła z tego świata zdecydowanie za szybko, ale przyniosła wieczną radość wszystkim, którzy ją znali. Była piękną osobą z unikatowymi umiejętnościami i wyjątkowymi darami. Nigdy nie zapomnimy o niej. Anno, zawsze będziesz w naszych sercach - mówił George.