Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

(Auto)lustracja i większa kontrola. „Dobra zmiana” dotarła do sportu

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Witold Bańka biegał na 400 m, ale żyje nie tylko lekką atletyką. Ma 32 lata i jest najmłodszym ministrem w rządzie Beaty Szydło
Witold Bańka biegał na 400 m, ale żyje nie tylko lekką atletyką. Ma 32 lata i jest najmłodszym ministrem w rządzie Beaty Szydło Fot. Karolina Misztal
Polityka. Minister Witold Bańka zapowiedział wprowadzenie „fundamentalnych zmian w polskim sporcie”. Pomysły na razie nie budzą zastrzeżeń w środowisku, niektóre są chwalone. Poza jednym. Czy w polskich związkach sportowych zacznie się wojna na teczki?

Założenia reformy polskiego sportu w skrócie: większa transparentność związków sportowych, szersze możliwości nadzoru ministerstwa nad nimi, skuteczniejsza walka z korupcją, nepotyzmem i dopingiem, lustracja. Hasło przewodnie: „Czystość i przejrzystość”, dobrze wpisujące się w wizerunkową linię rządu PiS.

A co na to polski sport?

W tym wypadku nie będzie czarnych protestów, akcji na Facebooku i ogólnopolskiego strajku działaczy. Na razie nikt wychylać się nie zamierza, propozycje Witolda Bańki, ministra sportu i turystyki, komentowane są ostrożnie. Dyskusja, mniej lub bardziej gorąca, zacznie się zapewne za trzy tygodnie, bo wtedy ma być znany cały projekt zmian w ustawie i ruszy proces legislacyjny. - Chcemy, żeby w __styczniu już to wszystko funkcjonowało - informuje Katarzyna Kopeć-Ziemczyk, rzecznik MSiT.

Kontrole? Proszę bardzo

- Minister, młody człowiek, bardzo odważnie wchodzi w __pewne rzeczy, dotąd niedotykane - komentuje Kazimierz Kowalczyk, prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.

Ministerialny projekt jest w pewnym sensie odpowiedzią na kiepską opinię, jaką związki sportowe, en masse, cieszą się wśród opinii publicznej.

- Od wielu lat działają na zasadzie patologicznej, są z nich wyprowadzane pieniądze. Na pewno potrzebna jest jakaś rewolucja - mówił ostatnio w wywiadzie dla „DP” Robert Radwański, członek Społecznej Rady Sportu, powołanej przez ministra Bańkę. Kilka dni później, jakby na potwierdzenie jego słów, na jaw wyszła afera z poważnymi nadużyciami w znanym mu od podszewki Polskim Związku Tenisowym.

- Wygląda to jednak tak, że wszystkich wrzuca się teraz do jednego gara i obarcza odpowiedzialnością za to, co jest złe w naszym sporcie - ubolewa Andrzej Wąsowicz, wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego. - Ja rozumiem, że nie da się przeprowadzać zmian inaczej, niż na zasadzie wszyscy albo nikt, ale z drugiej strony czujemy się tak, jakbyśmy bez wyjątku byli ustawiani w __roli podejrzanych.

Na ministerialnej liście jest ponad 70 związków sportowych. Z Polskim Związkiem Przeciągania Liny włącznie.

Ryszard Stadniuk, prezes Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich: - Swego czasu ustawa o sporcie została zmieniona głównie ze względu na problemy, jakie mieliśmy w __piłce nożnej, nie dotyczyło to innych związków sportowych. Teraz, mam wrażenie, jest podobnie.

Do większości pomysłów poważniejszych zastrzeżeń jednak nie ma. Wszyscy obiema rękami podpisują się pod koncepcją powołania Polskiej Agencji Antydopingowej, nikt nie kłóci się z przepisami ograniczającymi nepotyzm i występowanie podejrzanych konfliktów interesów. Obaw - przynajmniej w tej chwili - nie rodzą zapowiedzi o bardziej skrupulatnych kontrolach związkowych finansów i rozszerzanie w tej kwestii kompetencji ministerstwa.

- Czymś innym jest kontrolowanie, a czymś innym ingerowanie w działalność. To wszystko musi być zgodne z ustawą o stowarzyszeniach, pod którą podpadamy. Jesteśmy organizacją samodzielną, na pewno tych barier przekroczyć nie będzie można - zauważa Jerzy Skucha, szef Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

Kowalczyk: - Chcę się dopatrywać w tym chęci uporządkowania polskiego sportu, związków sportowych, czegoś, co ma ułatwić współpracę, poprawić wiarygodność i wzajemne zaufanie.

Stadniuk: - Większość związków, nie mówię o tych, które same zarabiają spore pieniądze, jest na garnuszku ministerstwa, więc szerszy nadzór nad wydawaniem pieniędzy jest sensowny. Choć może być to też odebrane jako próba sterowania związkami. Staram się jednak myśleć pozytywnie, że te zmiany nie są zbyt upolitycznione. Co jak co, ale sport powinien być poza polityką. Trzeba zobaczyć, w jakim kierunku to pójdzie. Trudno z góry krytykować coś, czego do końca nie znam.

Waldemar Klisiak, legenda polskiego hokeja, radny powiatu oświęcimskiego z ramienia PiS, a równocześnie członek Rady Sportu, nie ma wątpliwości, że wydatki w związkach sportowych muszą być monitorowane skuteczniej niż do tej pory.

- Podam przykład: jakaś ekipa wyjechała na dwutygodniowy obóz, który kosztuje ogromne pieniądze. Rodzi się pytanie, czy to nie jest tak, że ktoś komuś napędza kasę. Jeżeli nie ma takiej potrzeby i racjonalnych przesłanek do __takich wydatków, to trzeba trochę przyoszczędzić. Tym bardziej że tych pieniędzy nie ma tak dużo. Wszystko musi być przejrzyste - przekonuje.

- W kontrolowaniu związków nie ma nic dziwnego, jest to jak najbardziej zasadne i zresztą cały czas się odbywa. Zmiany? Diabeł tkwi w szczegółach, a szczegółów na __razie nie znamy - komentuje Adam Krzesiński, sekretarz generalny Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Zapytajmy IPN

Wiadomo jednak, co w projekcie będzie budzić największe kontrowersje - to samo, co przez ponad ćwierć wieku rozpalało polską politykę. Lustracja. Teczki. Członkowie zarządów związków będą musieli składać oświadczenia lustracyjne, nie będą mogli zasiadać w nich pracownicy i tajni współpracownicy służb w PRL.

- Uważam, że funkcjonariusze aparatu represji, nieważne czy ich jest 2, 5 czy 20 w związkach sportowych, nie powinni tymi związkami zarządzać. Jest to jeden z elementów porządkujących polski sport, bo głównym jest takie przerwanie różnego rodzaju dziwnych powiązań kapitałowych - tłumaczył w RMF Witold Bańka.

Ale to nie powiązania kapitałowe wywołują największe emocje.

- Wracanie do czasów bardzo odległych niekoniecznie jest sensowne. Natomiast nie widzę żadnego problemu, żeby poddać się weryfikacji, jeśli będzie taka potrzeba. To jest jednak trochę, mam wrażenie, nadgorliwość czy nadinterpretacja pewnych rzeczy. Być może w związkach funkcjonują ludzie umoczeni w __stary system, ale wśród tych, których ja znam, takich nie widzę - podkreśla Stadniuk.

- Budzi to nasze wątpliwości, ale nie mówimy: nie i nie mówimy: tak, bo nie bardzo wiemy, o co chodzi. U nas na przykład ludzie w zarządzie pracują społecznie, jedyną osobą na etacie jestem ja. Też mają podlegać tym przepisom? Choć nie sądzę, żeby to był dla nas problem - mówi Kowalczyk.

Ostrzej stawia sprawę Wąsowicz. - Odbieram to trochę tak, że każdy minister musi czymś zaimponować i tu się coś takiego zrodziło. Obawiam się, że to może być wykorzystywane w niewłaściwych celach. Ktoś będzie niewygodny, to zapytajmy w IPN, czy ma czyste sumienie. Rzuci się oskarżenie i błoto się przyklei. Nie strzelajmy do ludzi, którzy może wnieśliby wiele, a nie będą mogli.

Z takim punktem widzenia nie zgadza się Klisiak.

- W tej reformie chodzi o czystość. Trzeba wyeliminować nie tylko doping, ale też inne brudne rzeczy, które przy sporcie istnieją. Oświadczenia składają politycy, składają samorządowcy, więc jeżeli złożą je osoby w związkach, które są finansowane z budżetu państwa, to nic złego się nie stanie. Nie wiem, jak dużo takich ludzi nadal funkcjonuje - myślę, że to nie będzie jakaś wielka liczba - ale jeśli są, a dodatkowo mają jakieś powiązania biznesowe, to trzeba tę sprawę przeciąć - argumentuje były hokeista.

Oderwać sport od polityki

To jest jednak dobre pytanie - czy polski sport ma problem z dawną agenturą, uwikłaniem w PRL? Ciekawą rzecz mówi Jerzy Skucha (sam lustracji się nie obawia, ma zamiar znów kandydować na szefa PZLA, a „jego odmłodzony zarząd nie będzie podlegał nowym przepisom”), przy okazji przyznając, że temat jest wśród działaczy gorący.

- W środę było posiedzenie komisji sportowej w PKOl. Sprawa wypłynęła przy okazji. Byli koledzy z niektórych związków, nie powiem z jakich, bo mnie nie upoważnili, którzy mówili, że u nich to jest problem. Jeżeli nawet nie na najwyższym szczeblu związkowym, to okręgowym czy klubowym. I oni są z tych zmian zadowoleni - opowiada prezes.

Sęk tylko w tym, że - co potwierdziliśmy w ministerstwie - obowiązek składania oświadczeń lustracyjnych będzie dotyczył wyłącznie członków zarządów głównych związków. Na poziomie struktur regionalnych i wojewódzkich nie będzie to wymagane.

Krzesiński: - Generalnie mam co do tego pomysłu mieszane odczucia. Być może okaże się, że pojedyncze osoby działały w dawnym systemie w tych służbach, w których nie powinny działać, nie sądzę jednak, żeby to był jakiś wielki problem tego środowiska. Sam nigdy nie odczułem, że on istnieje, nie byłem świadkiem sytuacji, żeby jakieś sprawy z przeszłości miały wpływ na teraźniejszość. Nie mówię jednak, że wiem wszystko. Może są historie, o których nie mam pojęcia, a faktycznie tam się coś działo. Jeśli minister i rząd mają wolę, żeby coś takiego było, to nie mówię nie, aczkolwiek trochę mi to kłóci się z takim podejściem, które reprezentujemy w PKOl, czyli oderwania sportu od polityki. Poza tym od __transformacji minęło 27 lat, czy teraz to jest właściwy moment, żeby te sprawy wyciągać?

Tym bardziej że lustracja w Polsce nieustająco źle się kojarzy. Haki, teczki, donosy, fałszywe oskarżenia. Ryzyko, że w sporcie może odnieść skutek odwrotny do zamierzonego jest spore. Krótko mówiąc przykryje wszystkie, choćby najlepsze reformy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: (Auto)lustracja i większa kontrola. „Dobra zmiana” dotarła do sportu - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska