- Śledzę, kogo ostatnio szukają do pracy firmy ochrony mienia, a tu istny wysyp ogłoszeń typu: „Inwalidę przyjmę”. Podobnych anonsów znalazłem tysiące, prawie nikt nie chce do pracy ochroniarza bez orzeczonej niepełnosprawności. Z czego to wynika?
- Przeciętny człowiek się dziwi, bo nie rozumie sensu istnienia firm ochrony na rynku. Myśli, że agencja ochrony go ukołysze do snu i zapewni ochronę. Tymczasem podstawowym celem takich biznesów nie jest chronienie kogokolwiek i czegokolwiek, tylko dostarczanie zysku właścicielom firm ochroniarskich.
- Każda firma ma na celu osiąganie zysku.
- Ale przeciętnemu człowiekowi wydaje się, że firma ochroniarska to taka prywatna policja, której głównym celem jest zapewnienie bezpieczeństwa. A tymczasem ten cel jest w tym wypadku realizowany co najwyżej przy okazji.
- Ale na wielkich billboardach i w reklamach takich firm czytamy zawsze „Chronimy Cię jak nikt”.
- To taki chwyt marketingowy. Prawda jest taka, że zysk wykuwa się w tej branży w ogniu bardzo ostrej walki konkurencyjnej, a główną bronią w tej walce jest zaniżanie kosztów. Stąd tendencja do masowego zatrudniania niepełnosprawnych, którzy są nie tylko relatywnie tani, ale i opłacalni z tego powodu, że ich stanowiska pracy są dotowane przez budżet państwa. Skala zjawiska jest olbrzymia – z tendencją rosnącą.
- Dlaczego?
- Bo wielkość owego państwowego dofinansowania zależy od ustawowej płacy minimalnej, a ta w ostatnim czasie była dynamicznie podnoszona.
- Przypomnijmy: ledwie trzy lata temu wynosiła ona 1680 zł, a teraz 2100.
- Właśnie. Z tym, że trzeba pamiętać, że to rosnące dofinansowanie nie trafia bezpośrednio do pracownika, tylko do pośrednika, jakim jest pracodawca owego niepełnosprawnego. W przeciwieństwie do innych branż, pracownik ochrony wykonuje zadania przeważnie na zasadzie kontraktu. Mówiąc skrótowo: jest sprzedawany jako usługa firmy i dostaje za to pieniądze. Według mojej wiedzy, od 50 do 70 proc. dotacji przeznaczanej przez państwo na dotowanie jego miejsca pracy stanowi dodatkowy zysk właściciela firmy.

Biznes
- O jakich kwotach mówimy?
- Firmy ochrony otrzymują z budżetu państwa za pośrednictwem Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych miliard złotych rocznie. Potentaci branży biorą po ok. 30 mln zł. Z dotacji z tego systemu korzysta w sumie ponad 600 firm ochrony w Polsce.
- Bez tych dotacji nie mogłyby świadczyć swoich usług?
- Mogłyby. Tylko starają się ograniczyć koszty. I państwo pomaga im w tym przy pomocy pieniędzy podatników. Szczerze mówiąc: nie mam pojęcia, dlaczego my, jako dość niezamożni podatnicy, dotujemy tanią ochronę wypasionych prywatnych posesji, banków itp.
- Czytam w ogłoszeniu o pracę: „Mile widziane orzeczenie specjalne”. Co to jest?
- Otóż już jedna czwarta ze 100 tysięcy ludzi zatrudnionych w tej branży ma orzeczenie specjalne o: epilepsji, niedorozwoju umysłowym, autyzmie, chorobie psychicznej, ociemnieniu. 25 tysięcy takich, jak ja nazywam, paraochroniarzy biega w mundurach z napisem „Ochrona”.
- Gdzie?
- W zasadzie wszędzie. Np. w hipermarketach, ale znajdowaliśmy ich też w ochronie jednostek wojskowych. Było dla nas nieco szokujące, że niepełnosprawni „ochraniali” jednostkę spadochroniarzy krakowskich. Swego czasu strzegli nawet „Gromu”…
- Tam wymogi zaostrzono po tekstach m.in. w Pana piśmie i w „Dzienniku Polskim”.
- Tak. Ale to nie znaczy, że skala paranoi jest mniejsza. Przeciwnie. A to dlatego, że kwota dofinansowania na osoby z orzeczeniem specjalnym jest wyższa niż w przypadku „zwykłej” niepełnosprawności. W efekcie najbardziej poszukiwanym pracownikiem na rynku ochrony jest osoba z orzeczeniem o niepełnosprawności II stopnia, posiadająca wpis na listę kwalifikowanych pracowników ochrony i pozwolenie na pracę z bronią. Znam przypadki, że ludzie z dysfunkcjami psychicznymi mają zgodę na posiadanie broni.
- Z drugiej strony PFRON bardzo chwali firmy ochroniarskie, bo one masowo zatrudniają niepełnosprawnych. Osobiście całym sercem jestem za tym, by niepełnosprawni pracowali, bo zapewnia im to nie tylko dochód, ale i pozwala na społeczną integrację.
- Co do pracy niepełnosprawnych: pełna zgoda. Problem w tym, że system jest, moim zdaniem, źle skonstruowany. Dotacja winna trafiać do pracownika, a trafia do właścicieli firm. Ci właściciele czerpią z tego olbrzymie zyski, a zarazem potrafią sobie przyznawać medale za zasługi w zatrudnianiu niepełnosprawnych. Tymczasem nie znam ani jednej firmy ochroniarskiej, która zatrudniłaby osobę niepełnosprawną dlatego, że to jest osoba niepełnosprawna – czyli pod wpływem czystej empatii. Branża ochrony to jest sterylny kapitalizm: zysk realizowany wszelkimi dostępnymi środkami. W efekcie, wedle mej subiektywnej oceny, rasowi ochroniarze stanowią w niej jakieś 10 procent.
- Mam przynajmniej nadzieję, że rynek jest pod dobrym nadzorem m.in. policji i kwalifikowanymi pracownikami ochrony z uprawnieniami do pracy z bronią nie zostają osoby niepowołane czy przypadkowe.
- Na razie wszystkie zmiany w tym zakresie pogarszały sytuację. Np. deregulacja z czasów ministra Jarosława Gowina za rządów PO - PSL niczego nie poprawiła. Myśmy ją wręcz nazwali „degeneracją”. Pogrzebała m.in. szkolnictwo branżowe. Wcześniej zamiast wpisów na listę kwalifikowanych pracowników ochrony obowiązywały licencje.
- Gdzie różnica?
- Żeby taką licencję zdobyć, trzeba było zdać egzamin zewnętrzny w komendzie wojewódzkiej policji. To pozwalało weryfikować wszystkie ośrodki szkolące, gwarantowało pewien poziom wiedzy, bo odsiew na tych egzaminach sięgał 50 proc. i więcej. Ośrodki szkolące były zainteresowane zatrudnianiem dobrych fachowców, żeby podnieść zdawalność. Kandydaci na ochroniarzy wybierali najlepsze ośrodki, bo one gwarantowały im zdobycie kwalifikacji. Dziś jest dokładnie odwrotnie.
- Jak to?
- Dzisiaj zamiast egzaminów zewnętrznych na policji mamy wewnętrzne w ośrodku szkoleniowym. Czyli w praktyce wystarczy zapłacić, żeby zdać. Co sprawia, że największą popularnością cieszą się ośrodki najgorsze, bo tam najłatwiej zdać. Znam przypadki, że dwie-trzy osoby z jednej rodziny prowadzą w takich ośrodkach dosłownie wszystkie zajęcia, z wszelkich zagadnień związanych z podstawą programową - i mają się świetnie. Bo nieoficjalnie reklamują się hasłem: „wystarczy, że chodzisz”.
- Ale ktoś potem kontroluje firmy zatrudniające absolwentów tych „szkół”?
- Osobiście nie znam ani jednej firmy ochroniarskiej, która zostałaby zamknięta w wyniku kontroli policji, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych czy kogokolwiek.
- Na papierze wszystko jest pięknie?
- Tak. A tymczasem mamy tu do czynienia z wieloma patologiami. Np. jedna firma potrafi mieć nawet 60 koncesji na podmioty zależne, figurujące pod podobnie brzmiącymi nazwami, typu Ochrona Północ, Ochrona Południe, Ochrona Wschód, Ochrona Security, Ochrona Bis itd. A kontrola dotyczy tylko jednego takiego podmiotu. I to sprawia, że jakikolwiek nadzór nad firmami ochrony jest iluzoryczny. Tym bardziej, że każda instytucja kontroluje te firmy pod swoim – i tylko swoim – kątem.
- A konkretniej?
- Proszę sobie wyobrazić, że policji w ogóle nie interesuje to, czy właściciel takiej firmy jest przestępcą gospodarczym, czy ma zaległości w urzędzie skarbowym na wiele milionów, albo notorycznie oszukuje pracowników. To nie jest podstawa do odebrania koncesji. Policjantów interesuje to, żeby drzwi od magazynu broni miały odpowiednią grubość i czy reglamentacja broni jest zgodna z przepisami. Kropka.
- Jak to zmienić?
- Kontrole powinny być skoordynowane: wchodzi jednocześnie policja, urząd skarbowy i ZUS. I sprawdzają na raz wszystkie powiązane podmioty, a nie tylko jedną z sześćdziesięciu spółek zarejestrowanych na danego właściciela, jego matkę, żonę i kochankę. Dziś nie ma kontroli. Zwłaszcza, że policja tak naprawdę czepia się wyłącznie firm, które mają magazyny broni. Jak ktoś nie ma magazynu broni, może pozostać poza kontrolami przez 20 lat i hulać. Zwykle rocznie jest kilka kontroli w całym województwie. A firm działa około 250.