Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bednarz to bohater z mojej bajki

Przemek Franczak
Andrzej Banaś
Trochę się pospieszę, w końcu dopiero marzec, ale mam już kandydata na człowieka roku. Na razie trochę na kredyt, bo sprawa jest rozwojowa i trudno przewidzieć, jak ostatecznie się skończy, niemniej warto zwrócić na niego uwagę już teraz. Jackowi Bednarzowi, prezesowi piłkarskiej Wisły, udało się bowiem za sprawą niestandardowych działań w walce ze stadionową ekstremą zostać wrogiem kibolskiej społeczności numer jeden, co samo w sobie czyni z niego bohatera o zdecydowanie heroicznym i pozytywnym rysie. Piszę to - podkreślę dla pewności, by nie zostać źle zrozumianym - bez cienia ironii. Sprawa jest poważna.

Wprawdzie nadal wydaje mi się, że usunąć z krakowskiego krajobrazu race, maczety i chuligańskie bojówki będzie równie trudno jak smog z naszego powietrza, ale Bednarz wszedł na ścieżkę, na którą wcześniej nikt w Krakowie wejść się nie odważył. Władze klubów do tej chwili zbiorowo cierpiały na coś w rodzaju syndromu sztokholmskiego i czując się zakładnikami kiboli często ich broniły. I opłacały się: tu złotóweczką od biletu, tam prawem do handlu gadżetami. Interes kwitł, choć umowy były realizowane jednostronnie. Innymi słowy od czasu do czasu kibole zapominali, że ich zobowiązaniem w tym dealu było utrzymanie spokoju na trybunach. Zdarzały się więc ciche dni, jakieś próby egzekwowania dyscypliny przez kluby, ale wtedy oficjalne stowarzyszenia kibiców podnosiły larum, że to nie fair, że odpowiedzialność zbiorowa, że co złego to nie my, a tak w ogóle to my przecież wspieramy sierotki i organizujemy patriotyczne akcje. Potem znów się godzono, a scenariusz się powtarzał.

**

Niech prawdziwi kibice Wisły zbojkotują... bojkot i przyjdą w piątek na mecz! [APEL]**

Rzecz nie w tym, żeby piętnować członków owych stowarzyszeń en masse; większość z nich to normalni ludzie. Najważniejsze to przestać udawać, że są one wolne od wpływów grup bardziej, eufemistycznie mówiąc, radykalnych. Jest inaczej? Łatwiej byłoby uwierzyć w niedawne zapewnienia Putina, że tajemnicze oddziały na Krymie to nie rosyjska armia. Zresztą nie ma co strzępić języka: stowarzyszenia tak śpiewają jak ich barczyści koledzy poproszą.

Bednarz wyczuł dobry moment - inna sprawa, że rzeczywiście nie miał już wyjścia - by uderzyć bez pardonu. Na tle poprzedników przekroczył Rubikon, wyszedł poza rutynę działań pozorowanych. Zaskoczone kibolstwo znalazło się w defensywie. Trzymam kciuki, żeby wytrwał. Ma, ufam, wsparcie miasta, policji, ludzi. Brakuje mi jeszcze tylko jednego do brydża. Od lat uważam bowiem, że walka z wyrzuceniem kiboli ze stadionów powiedzie się tylko pod jednym warunkiem: jeśli przeciwko nim wystąpią ramię w ramię Wisła z Cracovią. Panie prezesie Filipiak, czekamy.

Napisz do autora:
[email protected]

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska