https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Dorociński nie wdaje się w romanse. Jest wiernym mężem i dobrym ojcem

Paweł Gzyl
Marcin Dorociński
Marcin Dorociński Tomasz Kawka Polska Press
Zanim trafił do szkoły aktorskiej, był tylko raz w teatrze. Dziś robi karierę nie tylko w kraju, ale i za granicą. Zawsze podkreśla, że najważniejsza jest jednak dla niego rodzina.

Biegając z wężem

Kiedy mieszkał w maleńkim Kłudzienku pod Milanówkiem, były tam tylko trzy bloki. Jego tata pracował jako kowal, a mama, choć miała ekonomiczne wykształcenie, zajmowała się domem. Było w nim czterech chłopaków: jeden młodszy od Marcina i dwóch starszych. Rodzice wychowywali ich w poszanowaniu dla ciężkiej pracy i drugiego człowieka. Wszystko wskazywało więc, że ich synowe pójdą w ślady ojca.

Marcin początkowo chciał być strażakiem. Mając zaledwie dziesięć lat zgłosił się na ochotnika do OSP i z pasją ćwiczył bieganie z wężem przez płotki i odpalanie motopomp. W międzyczasie odkrył też w sobie talent sportowy. Zaczął grać w piłkę i szło mu na tyle dobrze, że trafił do drużyny reprezentującej miasto w okręgówce. Tak naprawdę najbardziej lubił jednak jeździć w wakacje na wieś, gdzie jego najlepszym kumplem był pies mieszkający w budzie.

Dogniatanie wałów

Ponieważ ojciec utrzymywał się z pracy swych rąk, Marcin postanowił iść jego śladem i po podstawówce dostał się do technikum mechanicznego w Grodzisku Mazowieckim. Niestety: szybko okazało się, że ma dwie lewe ręce do spraw technicznych. Dogniatanie wałów korbowych i praca na przeciągarce podczas praktyk w FSO była dla niego potwornie nudna, więc postanowił złożyć po maturze papiery do szkoły pożarniczej.

Kiedy Marcin wystąpił w liceum na akademii szkolnej, podeszła do niego nauczycielka historii i zapytała czy nie myślał o studiowaniu aktorstwa. Pomysł zainteresował chłopaka i za namową nauczycielki zafundował sobie lekcje u emerytowanej aktorki Elżbiety Różbickiej. Starsza pani ledwo widziała, ale miała dzięki temu idealny słuch i tak przygotowała Marcina, że zdał do warszawskiej akademii teatralnej za pierwszym razem.

Charyzmatyczny amant

Przed wyjazdem do stolicy, chłopak właściwie był tylko raz w teatrze. Ale widocznie to wystarczyło, bo już na pierwszym roku rozsmakował się w aktorstwie. Profesorowie z miejsca zaczęli go postrzegać jako amanta, bo był nie tylko przystojny, ale miał wyjątkową charyzmę. Nic więc dziwnego, że już na drugim roku Krystyna Janda powierzyła mu główną rolę w „Cydzie”, który realizowała dla Teatru Telewizji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓

Tuż po ukończeniu szkoły nie miał problemów z etatem. Upomniał się o niego stołeczny Teatr Dramatyczny, w którym spędził kolejne czternaście lat. Jego mistrzem był wtedy starszy kolega ze sceny – nieżyjący już dziś Marek Walczewski. Ponieważ pieniądze z etatu były niewielkie, Marcin dorabiał jako bramkarz i kelner, reklamował szampony, a nawet prowadził telewizyjne talk-show.

Nowy Wokulski

Od początku kariery próbował łączyć teatr z kinem. Pierwszy sukces na dużym ekranie odniósł w 2005 roku za sprawą Patryka Vegi, który powierzył mu rolę podkomisarza „Despero” w swym „Pitbullu”. Branża doceniła go za występ w komediodramacie „Ogród Luizy”, przyznając mu nagrodę na festiwalu w Gdyni. Potem posypały się same znakomite role w „Rewersie”, „Róży”, czy „Obławie”. Do historii polskiego kina zapisał się jednak przede wszystkim jako pułkownik Kukliński w „Jacku Strongu”.

Kiedy jego sława wyszła poza Polskę, zaczął występować za granicą. Pięć lat temu pojawił się w popularnym serialu Netflixa „Gambit królowej”. To sprawiło, że trafił do ostatniej produkcji Toma Cruisa z serii „Mission Impossible” z podtytułem „Dead Reckoning”. Nie zaniedbał przy tym polskiego rynku. Niedawno oglądaliśmy go w kameralnym dramacie „Minghun”, a kilka tygodni temu zbiorową wyobraźnię rozpaliła informacja, że wcieli się w postać Wokulskiego w nowej ekranizacji „Lalki”.

Zdrowa relacja

Wspomniany „Pitbull” okazał się dlań podwójnie szczęśliwy. To na planie tego filmu poznał scenografkę Monikę Sudół. Para szybko znalazła porozumienie i Marcinowi nie przeszkadzało nawet to, że jego wybranka jest rozwódką i ma syna z poprzedniego związku. Mało tego: zaprzyjaźnił się z chłopakiem i stworzył z nim zdrową relację. Niebawem na świat przyszła dwójka własnych dzieci aktora i scenografki: syn Stanisław i córka Janina.

Marcin bardzo odnalazł się roli ojca. Każdą wolną chwilę spędza ze swymi pociechami, chodzi na spacery, bywa na wywiadówkach, angażuje się w szkolne sprawy, zaskakując innych rodziców, że jest tak przystępnym i sympatycznym człowiekiem. W przeciwieństwie do wielu swych kolegów po fachu, jest stały w uczuciach i nie daje się wciągnąć w żadne romanse. Nie jest więc łakomym kąskiem dla plotkarskich mediów, które w rewanżu nie zatruwają mu prywatnego życia.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska